Mitologia Jana Parandowskiego (1924), na której wychowało się kilka pokoleń Polaków, to wersja nieskazitelna: księga ta ocalała niezwykłość, wprowadzała do świata, w którym konieczność krzyżuje ścieżki bogów i ludzi, rozbudzała tęsknotę za heroizmem uświadamiając cenę zdobywania złotego runa, a przed uważniejszym czytelnikiem odsłaniała niepojęte – choć nie baśniowe – zło. Jako drugi wielkiego dzieła odświeżenia świadomości mitycznej dokonał Zygmunt Kubiak; jego „Mitologia Greków i Rzymian” (1997) stanowi lekcję męstwa – potrzebnego tam, gdzie przestajemy się łudzić, że człowiek przeznaczony jest szczęściu, gdzie zaczynamy rozumieć, że ostateczne poznanie nie wyzwala człowieka od ostateczności, gdzie dotknięcie bogów zawsze przynosi cierpienie, a kondycją ludzką rządzą nierozwiązywalne antynomie.
W odróżnieniu od swoich poprzedników Zbigniew Herbert nie dostarcza pełnej księgi: jego mitologia jest szczątkowa, a jej zawartością rządzi prawo sympatii bądź zaciekawienia twórcy, jego skłonność do filozoficznego krzątactwa, czyli wchodzenia w szczeliny wielkich historii. Cząstkowość mitologii Herberta sprawia, że nie należy jej czytać zamiast ksiąg Parandowskiego czy Kubiaka. Raczej – obok, równolegle, na przemian.
Mądrość, którą zawdzięczamy „Królowi mrówek”, jest jednak paradoksalna, ponieważ prowadzi do rozbierania mitów, do dekonstrukcji wielkich opowieści. Herbert demitologizuje mity – i to na kilka sposobów.
Pierwszy z nich wiąże się z wyborem bohaterów. Większość przedstawianych przez niego postaci albo słabiej utrwaliła się w naszej pamięci (Anteusz, Triptolemos, Ajakos, Tersytes, Endymion, Hekabe, Fye), albo też przechowała się jako bohaterowie drugiego planu (Cerber, Narcyz, Atlas, Minotaur, Arachne, Pentezylea).