Archiwum Polityki

Robotnicy wyszli na ulice

28 czerwca 1956 r. o godz. 6.30 rano robotnicy z Zakładów imienia Stalina w Poznaniu zamiast pójść po nocnej zmianie do domów, wyłamali bramy i wyszli w pochodzie na ulicę Dzierżyńskiego. Dołączyli do nich koledzy, którzy przybyli na kolejną zmianę oraz załogi z innych przedsiębiorstw. Wnet w centrum miasta zebrał się kilkunastotysięczny tłum. Tak zaczął się czarny czwartek, jeden z tragicznych dni PRL, które będą znaczyły jego historię i datowały kolejne przesilenia i przełomy.

W czerwcu 1956 r. po raz pierwszy w takiej skali i tak dramatycznie to ludzie na ulicy, robotnicy, wyrazili swoje niezadowolenie z porządków panujących w państwie, które przedstawiało się jako państwo robotników. Państwo odpowiedziało brutalną, krwawą w skutkach interwencją, lecz po Poznaniu nie dało się już rządzić jak przed Poznaniem. W konsekwencji po kilku miesiącach, w październiku, doszło do zasadniczych zmian w kierownictwie partii i do dość głębokich zmian w ustroju i sposobie rządzenia.

Wypadki poznańskie zaskoczyły wszystkich, były wstrząsem dla rządzących i dla rządzonych, choć – po pewnym czasie – stało się oczywiste, dlaczego do nich doszło, dlaczego musiało dojść.

Butelka wódki za 34,10 zł

Na naradzie ekonomicznej w Komitecie Centralnym 2 stycznia 1956 r. Franciszek Blinowski, zastępca kierownika Wydziału Przemysłu Ciężkiego, stwierdził w referacie, że co prawda Plan Sześcioletni nie osiągnął zakładanego 40-procentowego wzrostu płac realnych, lecz i tak zanotowano wielki postęp, bo wzrost wyniósł – jak twierdził – 26 proc. Otrzymał potem z sali pytanie na kartce. „Może tow. Blinowski pouczy nas, jak sprawić, aby masy uwierzyły, że wzrost płac jest rzędu 26 proc. stopy życiowej, skoro przeczy temu jaskrawo doświadczenie szerokich mas”. Zirytowany Blinowski odpowiedział: „Myślę, że najistotniejszym jest to, ażeby organizacje partyjne i członkowie partii (...) przede wszystkim uwierzyły w to (...), jeżeli się samemu stoi na gruncie wiary, (...) że tak jest, wtedy można tłumaczyć ludziom, jak to jest możliwe, że jednak stopa życiowa wzrosła, a on tego nie odczuwa”.

W końcówce Planu Sześcioletniego zaopatrzenie rynku było fatalne, brakowało mięsa, masła, smalcu i węgla.

Polityka 26.2001 (2304) z dnia 30.06.2001; Historia; s. 67
Reklama