Archiwum Polityki

„Skasowana płeć”

Z wielką satysfakcją i ulgą przeczytałam artykuł Ewy Winnickiej (POLITYKA 10). Materiał zamieszczony w piśmie wysoko nakładowym, o szerokim odbiorze społecznym przynosi pewną nadzieję na ciąg dalszy, na to, że wokół problemów osób, których transseksualizm dotyczy, zacznie się nareszcie jakieś działanie konstruktywne. Jestem wolontariuszką w jednym z ważniejszych w Warszawie i w Polsce telefonów zaufania. Od dłuższego już czasu temat transseksualizmu przewija się coraz częściej podczas rozmów, jakie prowadzimy z naszymi klientami. Niewątpliwa to zasługa mediów, że ludzie zamknięci w swym codziennym koszmarze zaczynają szukać dróg ratunku, gdy zetkną się ze swym własnym problemem w prasie, radio czy telewizji. Nabierają odwagi.

Autorka wypunktowała dwie niesłychanie ważne kwestie. Pierwsza dotyczy niesławnej decyzji Ministerstwa Zdrowia z 2 listopada 1998 r., która każe ponosić wszystkie koszty związane ze zmianą płci osobie dotkniętej transseksualizmem, lokując ją pomiędzy chłopcem, który ma odstające uszy i panną pragnącą powiększyć swój biust. Ewa Winnicka mówi jasno i wyraźnie, że to nie ekstrawagancja, przebieranka czy zboczenie – tylko głęboka dysfunkcja medycznej natury. Druga ważna sprawa dotyczy mylenia pojęć transseksualizmu i transwestytyzmu. To niewiarygodne, jak wielu ludzi wykształconych, mądrych i inteligentnych tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, co te pojęcia różni. Dzięki artykułowi każdy uważny czytelnik mógł dowiedzieć się, jak to jest. Nie zabrakło tu również, choć siłą rzeczy skrótowego, wyraźnego przecież zaakcentowania zupełnego osamotnienia tych osób. Nawet jeśli trafią cudem do dr Dulko i cudem zdobędą pieniądze na terapię, nic nie uchroni ich przed życiem w kompletnej próżni społecznej, rodzinnej, towarzyskiej.

Polityka 12.2001 (2290) z dnia 24.03.2001; Listy; s. 72
Reklama