Piotr Moszyński we „Wprost” opowiada, jaką to sensacyjną i paradoksalną tezę znalazł w wywiadzie udzielonym paryskiemu „L’Express” przez panią profesor Henriette Walter. Stwierdza ona otóż, że gdyby za przyczyną Joanny d’Arc nie przepędzono z Francji Anglików i oba kraje połączyły się pod berłem króla tych ostatnich – Henryka V, Anglia zostałaby sfrankofonizowana (w tym czasie elity angielskie już i tak posługiwały się językiem francuskim i wpatrzone były w wyższą, kontynentalną cywilizację), a w konsekwencji w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych szwargotano by po żabojadzku. Interesujące, nieprawdaż? – Problem dla mnie w tym, że dokładnie taką samą hipotezę, z tymi samymi argumentami i przykładami, które cytuje zafascynowany Moszyński, sformułowałem już dziesięć lat temu w książce „Wzloty i upadki królów Francji” (Wydawnictwo Łódzkie 1991). Od tego czasu rzecz doczekała się dwóch wznowień (BGW 1994 i Graf Punkt 2000). Była też przedmiotem dyskusji na szeregu konferencji w Polsce, Francji i Anglii. Dla Piotra Moszyńskiego byłoby najwyraźniej dyshonorem dowiedzieć się czegokolwiek od rodaka czy zgoła zauważyć jego istnienie. Dopiero kiedy bałaknie coś czysto zachodnia profesorzyca, sprawa nabiera wagi i sensu, tym bardziej że przy okazji możemy poinformować czytelników, że czytamy „L’Express” w oryginale. Z jednej strony mi to zwisa, ale z drugiej – nie będę się wypierał – owszem złości mnie to. A złości dlatego, że ostatnio w ogóle jestem zezłoszczony.
Bo złości mnie przedwiośnie. Nie „Przedwiośnie” Żeromskiego ani „Przedwiośnie” Filipa Bajona, które może by mnie zezłościło, ale jeszcze nie widziałem.