Po ukazaniu się książki Cenckiewicza i Gontarczyka, w której historycy ci przyznają, że Lech Wałęsa to agent Bolek, niektórzy oczekiwali, że teraz przyzna się także sam Wałęsa. Jak wiadomo, prezes TVP zgodził się udostępnić mu w tym celu telewizyjne studio i czas antenowy, niestety, Wałęsa z danej mu szansy nie skorzystał i nadal nie chce się przyznać. Mówiło się, że koronny dowód w sprawie – taśmę nagraną w mieszkaniu małżeństwa Gwiazdów w 1979 r. – posiada marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Dzięki taśmie Borusewicz miał szansę zostać świadkiem koronnym w sprawie Wałęsy, w zamian za co w przyszłości mógł liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary, gdyby kolejna publikacja IPN wykazała, że on także był tajnym współpracownikiem SB. Niestety, kilka dni temu Borusewicz ogłosił, że na tej taśmie nie ma fragmentu, w którym Wałęsa się przyznaje. Jeden z uczestników tamtego spotkania szczerze przyznał, że fragment ten nie nagrał się, bo taśma się skończyła. Cóż, nie wystawia to dobrego świadectwa organizatorom tamtego spotkania. Całe szczęście, że po 1989 r. za nagrywanie zabrali się ludzie poważni, tacy jak biznesmen Gudzowaty, któremu taśma nigdy się nie kończy.
Nie jest tajemnicą, że po publikacji Cenckiewicza i Gontarczyka określone siły przypuściły brutalny atak na IPN, w związku z czym pilną koniecznością stała się jego obrona. Jak doniosły media, na Wybrzeżu doszło do przerw w pracy i niepokojów, wznieconych przez grupę 30 osób, z posłem Kurskim i małżeństwem Gwiazdów na czele, które pod pomnikiem Poległych Stoczniowców zamanifestowały swoje poparcie dla Instytutu oraz historyków Cenckiewicza i Gontarczyka. Odśpiewano hymn, a poseł Kurski w ostrym tonie zapowiedział, że nie pozwoli, aby któremuś z historyków spadł włos z głowy.