Zwolennicy PO nazywani są przez jej wrogów (np. na portalu Salon24) lemingami, małymi gryzoniami, stworzeniami bezrefleksyjnymi, z małym mózgiem, z rozbudzoną sferą konsumpcji, a ze zredukowaną moralnością i świadomością polityczną. Jak wiadomo, kiedy lemingi zbliżają się do morza, sądzą, że potrafią je przepłynąć.
Pomijając fakt, że poprzednie rządy PiS z moralnością i przyzwoitością nie miały nic wspólnego, a w sferze realnych działań były nieudolne, trudności w opisie czasów, w jakich znaleźliśmy się za władzy Tuska, są rzeczywiste. O ile PiS zwraca się do wyborców – mówiąc tekstylnym symbolem – w moherach, o tyle Tusk, jak się wydaje, stawia na ludzi w szortach przy grillu. Jego nie do końca zwerbalizowany przekaz jest następujący: tak, jestem przywódcą stada, choćby lemingów, ludzi, którzy chcą stać się normalnymi, nudnymi Europejczykami. Jesteśmy – taka jest chyba diagnoza PO – społeczeństwem coraz bardziej zbliżonym do europejskiej średniej, na etapie pierwotnego dorabiania się, ukorzeniania się w swojej klasie.
Jeszcze nie przeszliśmy do stanu finansowej beztroski, która objawia się szukaniem nowych ideowych hobby w rodzaju ekologii, walki z globalnym ociepleniem czy aktywnej obrony inności obyczajowych i seksualnych. To będzie następny etap. Na razie jest radość konsumpcji, większe zarobki, swoboda podróżowania, nowe mieszkania i działki na Mazurach, zabezpieczanie przyszłości dzieci, lokaty, kredyty. I do takich właśnie wyborców skierowane było słynne majowe orędzie Tuska wśród zieleni. (Szczegółowo pisała o tej bawiącej się i odpoczywającej Polsce POLITYKA 25 z tytułem na okładce: „Czas fiesty”).
Po 1989 r. stale trzeba było spełniać jakieś parametry, dostosowywać się do gospodarki rynkowej i unijnych wymogów.