Archiwum Polityki

Najsłynniejsza nieznana artystka

Powszechnie znana w roli żony swego męża Johna Lennona. Nieco mniej w roli wokalistki i kompozytorki. Najmniej jako awangardowa artystka działająca w obszarze sztuk wizualnych. A ponieważ w Warszawie otwiera się wkrótce jej retrospektywa, warto przybliżyć ten trzeci wizerunek Yoko Ono.

Swoim dotychczasowym życiorysem mogłaby obdzielić kilka osób. Dzieciństwo spędzone w Stanach Zjednoczonych, edukacja w elitarnej japońskiej szkole chrześcijańskiej (uczęszczał do niej także obecny cesarz Akihito). Nauka śpiewu operowego i gry na fortepianie. Studia filozoficzne na uniwersytecie w Gakushum (jako pierwsza dopuszczona tam kobieta). I wszystko to jeszcze przed dwudziestym rokiem życia. A później trzech mężów (Japończyk, Amerykanin, no i oczywiście Brytyjczyk), szpitalne leczenie depresji. Po związaniu się z Johnem Lennonem pozycja jednej z najsłynniejszych kobiet świata, a po jego śmierci – także jednej z najbogatszych. 24 wydane albumy płytowe (z tego tylko siedem wspólnie z Lennonem), ale też wiele znaczących wystaw. Albowiem tym, od czego Ono zaczynała swą karierę, i tym, czemu pozostaje wierna do dziś, jest właśnie sztuka.

Podstawy do bycia artystką miała wyśmienite: szlachetne korzenie rodzinne (stara japońska arystokracja plus jedna z największych fortun bankierskich), dziadek kolekcjoner sztuki, babka po anglistyce i muzyce, matka postępowa liberałka. A do tego, paradoksalnie, emocjonalne uniezależnienie się od rodzinnej tradycji. Jako nastolatka na tyle naczytała się filozofów spod znaku marksizmu i egzystencjalizmu, by w wieku 22 lat zerwać kontakty z rodziną, którą uznała za kwintesencję burżuazyjnego stylu życia. A więc poczucie wolności.

Nietrudno się domyślić, że taka wybuchowa mieszanka doświadczeń i radykalnych poglądów nie skłaniała raczej do malowania obrazów w stylu Matisse’a lub rzeźbienia w stylu Moore’a. Yoko szukała ekstremalnych wrażeń artystycznych i znalazła je w rozkwitającym ruchu nowojorskiej konceptualnej awangardy.

Polityka 37.2008 (2671) z dnia 13.09.2008; Kultura; s. 72
Reklama