Poszukiwania przyczyn klęski i krytyka Hague’a przez innych prominentnych konserwatystów zaczęły się w telewizji jeszcze w noc wyborczą. Lord Brittan (minister skarbu w rządzie Margaret Thatcher, obecnie jeden z komisarzy UE) nazwał linię wyborczą Hague’a „olbrzymią pomyłką strategiczną”. Kenneth Clarke (były minister skarbu i czołowy eurofil w partii) orzekł, że zamiast walczyć z Europą, Hague powinien był skierować kampanię na prawdziwe, czyli wewnętrzne, problemy kraju. Stephen Norris (niedoszły mer Londynu), powiedział, że jego partia pokazała wyborcom „zaciśniętą pięść, a nie wyciągnięte ramiona”. Najbardziej wnikliwie ocenił Hague’a Michael Heseltine, dawny oponent premier Thatcher i wicepremier w rządzie Johna Majora: „William Hague pomylił się co do istoty problemów nurtujących elektorat” i dlatego nie odzyskał głosów. W społeczeństwie brytyjskim zaszły istotne zmiany, których Hague nie wziął pod uwagę: erozja tradycyjnego modelu rodziny, popieranie praw gejowskich, domaganie się równości przez duże grupy etniczne. W kampanii wyborczej konserwatyści dorobili się wizerunku partii ksenofobicznej, która rozmawia sama ze sobą”.
Powrót mumii
Odpowiedzialności Hague’a za klęskę nie można zaprzeczyć. To on zdecydował, że głównym frontem batalii ma być obrona funta szterlinga przed euro. Wzywał, aby skończyć z panoszeniem się unijnej biurokracji i ingerencją Brukseli „w nasze narodowe sprawy”. Istotnie od dłuższego czasu UE traci popularność wśród Brytyjczyków i według ostatnich sondaży 56 proc. z nich jest przeciwna zastąpieniu funta przez euro.