Archiwum Polityki

Kto obroni stróża?

Postępowanie dyscyplinarne o wykroczenie w służbie to dla policjanta prawdziwy pręgierz. Blokuje ono awans, podważa zaufanie kolegów i zwierzchników, przy zawieszeniu w obowiązkach przynosi ograniczenie zarobków o 50 proc. Policjanci skarżą się, że często bywa wszczynane bez wystarczających powodów.

W ubiegłym roku wymierzono policjantom 3 tys. kar dyscyplinarnych. Na ponad sto tysięcy funkcjonariuszy nie jest to wiele. Kiedy dyscyplinarkę spowodowało picie alkoholu na służbie albo chamskie potraktowanie obywatela, można jej tylko przyklasnąć. Jednakże rzecznik praw obywatelskich w piśmie do komendanta głównego (z kwietnia br.) stwierdza, że „w wielu przypadkach postanowienie o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego jest zbyt pochopne, bez podstawy prawnej”.

Wydawać by się mogło, że policjantowi źle wynagradzanemu (znaczna część rodzin policyjnych znajduje się na granicy biedy), licho szkolonemu (brak np. środków na treningi strzeleckie), atakowanemu brutalnie przez świat przestępczy (czerwcowa „Gazeta Policyjna” długo wylicza sposoby ataku na policjantów od użycia wideł i siekier do oblania gorącą zupą i poszczucia psem), pracującemu w warunkach stałego ryzyka i napięcia, jedno na pewno powinno być oszczędzone: bezmyślność i szykany przełożonych. Niestety, bywa inaczej.

Przełożony dużej jednostki policyjnej, a jednocześnie prezes wojewódzkiego ogniwa związku zawodowego policjantów, wrócił po kilkunastogodzinnej harówce do domu i zaledwie otworzył drzwi mieszkania, wezwany został ponownie do komendy. Powiedział w irytacji parę słów za wiele i to już wystarczyło. Komendant wojewódzki udzielił mu nagany, a zatwierdził ją komendant główny. Jest także w toku i druga dyscyplinarka, której przyczyn sam zainteresowany nie zna, bo nikt z przełożonych nie żądał od niego (wbrew przepisom) wyjaśnień. Można tylko więc domyślić się, że stoi za nią różnica zdań między zwierzchnością a związkiem zawodowym policjantów na temat toczącego się postępowania karnego przeciwko jednemu z komendantów. Rzecznik praw obywatelskich określa ten przypadek jako „swoisty odwet za niepogodzenie się z przejawami wykorzystania stanowiska służbowego przełożonych”.

Polityka 30.2001 (2308) z dnia 28.07.2001; Społeczeństwo; s. 69
Reklama