Archiwum Polityki

Dziwna biblia spółdzielcy

Po kilku latach przepychanek między posłami AWS i Unii Wolności oraz SLD Sejm uchwalił wreszcie ustawę o spółdzielniach. Intencje pomysłodawców były zbożne. Chodziło o poszerzenie praw spółdzielców kosztem zarządów, obudzenie ludzkiej inicjatywy, zwiększenie uprawnień kontrolnych członków i przeciwdziałanie korupcji. Nikt tego nie powiedział głośno, ale nowe przepisy szykowano m.in. po to, by zmienić układ sił w spółdzielniach mieszkaniowych (choć objęły wszystkie typy spółdzielni), postrzeganych jako jedna z ostatnich, funkcjonujących jeszcze instytucji poprzedniego systemu. Posłowie chcieli więc dobrze, ale chyba przesadzili. Członkowie zarządu lub rady nadzorczej spółdzielni mogą teraz pójść na 5 lat do więzienia albo zapłacić grzywnę za to, że działają na jej szkodę (co jest zapisem bardzo rozciągliwym). Obowiązek uzyskiwania absolutorium nałożono także na rady nadzorcze, które są przecież organami kontrolnymi, a nie wykonawczymi. Pojawiły się dotkliwe sankcje za nieprzeprowadzenie w terminie lustracji czy brak – gdy spółdzielnia bankrutuje – wniosku o upadłość. Spółdzielniom, szczególnie mieszkaniowym, przyda się ściślejsza kontrola, jednakże połączenie szerszych uprawnień szeregowych członków z surowymi sankcjami może też paraliżować działania przedsiębiorstwa, opartego z założenia na poczuciu solidarności i wspólnoty. Wątpliwe zapisy trzeba więc będzie jeszcze poprawiać.

Polityka 31.2001 (2309) z dnia 04.08.2001; Komentarze; s. 13
Reklama