Archiwum Polityki

Garkuchnia

[dla najbardziej wytrwałych]

Czego to ludzie teatru nie wymyślą na afisz! Helena Modrzejewska, jak mówi stara anegdota, wprawiała była ponoć widzów w ekstazę, recytując polski alfabet (w innej wersji liczby od jednego do stu) – ale działo się to przed angielską widownią, pani Modjeska cieszyła się wielką sławą, a poza tym diabli wiedzą, czy to prawda. Czy miała szanse powodzenia próba inscenizacji książki kucharskiej (!), którą podjął Teatr Wybrzeże? Może i miała, zwłaszcza że księga Lucyny Ćwierczakiewiczowej „365 obiadów za 5 złotych” to przecież nie tylko zbiór archaicznych przepisów kulinarnych, ale i zapis obyczajowości, sposobu życia, społecznych hierarchii dawnych rodaków, wsunięty między wskazówki dotyczące zachowania się przy stole, podania potraw, manier etc. Wolno wierzyć, że intencją Wiesława Hołdysa, inscenizatora tej „rewii stołowej”, było właśnie nakreślenie społecznego portretu zbiorowego odbitego w starych instrukcjach kuchennych; niestety zamysł wymknął się twórcy, jak taca z rąk nieuważnego kelnera – i roztrzaskał się tak, że nie ma czego zbierać. Wokół ustawionego na gdańskiej scenie podkowiastego stołu krążą jakieś postacie: porte-parole pani Lucyny, kamerdynerzy, kulinarni esteci i gastronomiczne chamy, ich wzajemne odnoszenia w najmniejszym jednak stopniu nie ciekawią, nie łączą się w żadne ogólniejsze sensy. Już po chwili trzepane na okrągło stare przepisy stają się tak nudne, a wnoszone przez aktorów butaforkowe jedzenie tak nieapetyczne, że widzom nawet nie leci ślinka na poteatralną kolację, co w teatrze Macieja Nowaka, nie tylko teatrologa, ale i kulinarnego felietonisty „Wyborczej”, jest doprawdy dubeltową klęską. (js)

[dla każdego]
[dla koneserów]
[dla najbardziej wytrwałych]
[dla mało wymagających]

Polityka 31.2001 (2309) z dnia 04.08.2001; Kultura; s. 43
Reklama