Zapomniałem o ulicy Dowcip. Naprawdę jest w Warszawie taka ulica, relikt minionego czasu. Kiedyś było o niej głośno. Gdy tylko zgodzono się na tę nazwę, Marian Załucki ucieszył się do rymu:
I choć los niezbyt był łaskawy,
Żart zawsze bliski sercu Warszawy.
Bo czyż istnieje gdzieś w Europci
Ulica, która zwie się Dowcip?
Patrzysz i myślisz,
I szukasz niuansów:
Dlaczego tuż koło Ministerstwa Finansów...
O czym duma przechodzień spacerujący uliczką o inspirującej nazwie? Może o tym, że podobno poseł Czesław Bielecki zabrał się do nauki języka chińskiego.
– Dlaczego akurat chińskiego?
– A bo zna już dwa słowa: Lap Top.
A może niespieszny przechodzień, spędzający lato w mieście, zastanawia się, jak szybko postępuje edukacja ekonomiczna tzw. klasy politycznej. Kiedy aniołki rozpoczynają karierę, mówią: – pieniądze państwowe. Potem posługują się zwrotem: – nasze pieniądze. W końcu najbardziej odpowiada im forma: – moje pieniądze. A co z odzywającym się w porze nocnego czuwania głosem sumienia? Najlepszym rozwiązaniem byłoby wynajęcie artysty Stuhra. Rewelacyjnie zdubbingował osiołka w Shreku. Mógłby więc zdubbingować oratorów. Oni jedynie ruszaliby ustami, a słuchaczom ręce by puchły od oklasków. Zdymisjonowany bliźniak mógłby założyć kolejne ugrupowanie – Brawo i Sprawiedliwość. Domagające się wprowadzenia kary śmierci, obostrzonej dotkliwą karą długowieczności w kraju za ciasnym i za małym, zważywszy na ambicje jednojajowych braci. Zastępujących z powodzeniem swoimi wybuchami – wybuchy Etny na Sycylii. Zgoda, nasz naród jest jak lawa, lecz po zsunięciu się z fotela najpopularniejszego ministra wrócił żarcik zapisany jeszcze przez Boya:
– Mieli wulkan i pozwolili mu wygasnąć.