Senator Barack Obama, który w wyścigu o nominację demokratów o włos pokonał Hillary Clinton, pierwszą w dziejach Ameryki kobietę z realnymi szansami na prezydenturę. Przeciwnikiem Obamy będzie biały republikański senator John McCain, którego różni od Obamy niemal wszystko, a nie tylko przynależność partyjna i kolor skóry. Dawno nie było konfrontacji tak odmiennych kandydatów.
Stawiając na Obamę, zamiast na uważaną początkowo za faworytkę Hillary, demokraci pokazali, że pragną rzeczywistych, głębokich zmian i tęsknią za inspirującym przywództwem. 46-letni charyzmatyczny senator z Illinois, nazywany „czarnym Johnem F. Kennedym”, uosabia zmiany samą swoją osobowością i niezwykłą biografią. Jako owoc mieszanego rasowo małżeństwa, wychowany na wieloetnicznych Hawajach i w Indonezji, wykształcony na elitarnych uniwersytetach wydaje się szczególnie predystynowany do przerzucania mostów, nawiązywania dialogu i szukania kompromisów między rasami, narodami i partiami. Uchodzi za pierwszego polityka epoki globalnych współzależności i lidera nowego amerykańskiego pokolenia, idealistycznego i wyzbywającego się dawnych uprzedzeń.
Oczekiwania te opierają się na zapowiedziach dość ogólnikowych i raczej konwencjonalnych zmian w kraju, ale także na propozycjach znacznych zmian w polityce międzynarodowej. Obama mówi o wycofaniu się USA z Iraku w ciągu półtora roku i o rozmowach bez warunków wstępnych z przywódcami państw wrogo nastawionych do Ameryki, jak Iran i Kuba.
Starszy od Baracka o 20 lat McCain, bohater wojny wietnamskiej, zapowiada walkę w Iraku „aż do zwycięstwa”, a propozycje rozmów z Ahmedineżadem i Castro nazywa niebezpieczną naiwnością.
Odwołuje się do tradycyjnego amerykańskiego patriotyzmu akcentującego narodowe interesy USA, a nie światowe przywództwo.