Archiwum Polityki

Przestańmy się straszyć

Rząd Leszka Millera podjął ważną decyzję zmieniającą stanowisko Polski w negocjacjach z Unią Europejską. Dalszy upór w sprawie 18-letniego okresu ochronnego na zakup polskiej ziemi nie miał już żadnego sensu, podobnie jak ignorowanie faktu, że niektóre państwa Unii obawiają się natychmiastowego otwarcia granic dla polskich pracowników. Trwanie przy nierealnych żądaniach, znacznie odbiegających od tego, co już zaakceptowały inne kraje kandydackie, groziło tym, że Polska wypadnie z przyjętego politycznego harmonogramu poszerzania Unii. Zmiana polskiego stanowiska spotkała się z aprobatą w Komisji Europejskiej i rytualną agresją krajowych środowisk antyunijnych. Mieliśmy więc okazję przećwiczyć dyskusję, jaka będzie poprzedzać zapowiedziane już na połowę 2003 r. referendum dotyczące wstąpienia Polski do UE. Widać już, że debata będzie ciężka, wręcz beznadziejna, bo racje zderzają się z emocjami, uprzedzeniami, stereotypami. Politycy, zwłaszcza Ligi Polskich Rodzin, opowiadają o Unii rzeczy niebywałe, że to nowa Rzesza na wzór hitlerowskiej, że Włosi czy Francuzi są pozbawieni suwerenności narodowej, że to Polska (ewentualnie ze słowiańskimi braćmi) powinna dyktować warunki Zachodowi, że zanim wejdziemy, musimy już być tak bogaci jak tamci, że Unia nas okupuje, rzuca na kolana itd. Nie można pozwolić, aby ten typ argumentów dominował w polskiej debacie na temat przystąpienia do Unii. Uzasadnione obawy wielu środowisk najłatwiej rozładować odpowiadając na praktyczne pytania i wątpliwości, bo źródłem lęku jest zwykle niewiedza, a na lęku właśnie budują swą polityczną pozycję obrońcy Narodu, Polskości, Wiary, Ziemi, Godności. Unia to temat do rzeczowej rozmowy, za pomocą pełnych zdań, a nie pojedynczych słów.

Polityka 47.2001 (2325) z dnia 24.11.2001; Komentarze; s. 13
Reklama