Archiwum Polityki

Dobrać się do skarbonki

Na całym świecie chyba tylko Norwegia nie cierpi z powodu kryzysu. Nie przejadała zarobionej naftowej fortuny, tylko żyła ze skromnych odsetek. Mechanizm świetnie działał przez lata, ale nagle się zaciął.

Norwegowie będą musieli w przyszłości płacić znacznie większe podatki, jeśli chcą utrzymać obecny poziom dobrobytu – taką przyszłość nakreśliło dwudziestu czołowych ekonomistów kraju. A przecież kraj kąpie się w pieniądzach naftowych. Jedna platforma, ciągnąca ropę spod dna morskiego, w ciągu miesiąca może dać pół miliarda dolarów czystego zysku. Oszczędności z dotychczasowej eksploatacji ropy i gazu, gromadzone na specjalnym funduszu, osiągną wkrótce wartość biliona złotych (w przeliczeniu) i ciągle rosną. Jak na kraj liczący 4,5 mln ludności, jest to suma olbrzymia. A mimo to rządy wolą nadal drenować kieszenie i tak już mocno opodatkowanych obywateli.

Sęk w tym, że taka polityka nie wszystkim się podoba. Najgłośniej krytykuje ją istniejąca od ponad 30 lat, wcześniej na marginesie, norweska skrajnie prawicowa Partia Postępu (FrP). Dodatkowo badania pokazują, że na rok przed wyborami, które zaplanowano na 14 września, FrP może liczyć na 34 proc. głosów. A jeśli jej przeciwnikom nie uda się zbudować szerokiej koalicji, może nawet sięgnąć po władzę. Przewodnicząca partii Siv Jensen nazywa norweskie państwo chciwym i zapowiada, że jeśli zostanie premierem, hojniej wykorzysta nagromadzone bogactwo. Jestem przekonana – powiedziała ostatnio – że każdy Norweg zdaje sobie sprawę, iż fundusz naftowy jest własnością narodu i irytuje go to, że pieniądze trzeba oszczędzać, kiedy ciągle istnieje tyle niezaspokojonych potrzeb.

Partia Postępu często przywołuje przykład modnej ostatnio Alaski, na której każdy mieszkaniec stanu, z niemowlętami włącznie, dostanie w tym roku na rękę 3269 dol., a dochody z ropy finansują połowę lokalnego budżetu. Jest to swego rodzaju łapówka, uciszająca protesty przeciwko głębokiej ingerencji nafciarzy w surowe arktyczne środowisko.

Polityka 47.2008 (2681) z dnia 22.11.2008; Świat; s. 104
Reklama