Archiwum Polityki

Z pamiętnika touroperatora

W tym sezonie milion Polaków dołączył do top klasy turystycznej. O takiego światowo wypoczywającego rodaka walczą dziś wszystkie biura podróży. Jak to się jednak dzieje, że jedne firmy wysyłają na wakacje tysiące zadowolonych turystów, a inne bankrutują?
JR/Polityka

Sprawdziłem, czy warto założyć biuro podróży. Czyli – mówiąc fachowo – zostać organizatorem turystyki (touroperatorem). Na pierwszy rzut oka nie jest to trudny biznes. Wymyślił go Anglik Thomas Cook, który 5 lipca 1841 r. zaaranżował wycieczkę 570 działaczy robotniczych kółek abstynenckich z miejscowości Leicester do odległego o jedenaście mil miasteczka Loughborough. W programie było m.in. zwiedzanie, poczęstunek, poobiednia herbatka i koncert wynajętej orkiestry dętej. Cook zainkasował procent od sprzedanych biletów kolejowych i... z organizowania ludziom wycieczek uczynił sposób na życie. Grupa Thomas Cook to dziś gigant światowej turystyki, a jej częścią jest m.in. działające w Polsce biuro podróży Neckermann.

Od czasów Cooka patent na sukces jest mniej więcej ten sam. A więc: otwieram biuro i rezerwuję hotele dla przyszłych gości. Drukuję kolorowe foldery. Uczę się specyficznego języka turystycznego marketingu, który zardzewiałe dźwigi nabrzeża portowego i cuchnącą przetwórnię ryb każe nazywać „romantycznym portem rybackim, z którego co rano wyspiarze wypływają na połów, niczym bohaterowie z kart opowiadań Hemingwaya”. Zebraną grupę klientów dowożę, kwateruję, rozrywam, odbieram, przywożę. Za wszystko biorę pieniądze. Ewentualne skargi wyciszam 20-proc. kuponem rabatowym na przyszły sezon. Proste.

Z zewnątrz biznes turystyczny to sprawna maszynka, w której każdy trybik się kręci. Przyjmuje zestresowanego, przemęczonego urlopowicza, miele, zabawia i wypluwa radosnego, opalonego, wypoczętego. Proste? Nie do końca.

Rynek ssie

Na pierwszy rzut oka okoliczności biurom sprzyjają. Kondycja turystyki jest ściśle związana z koniunkturą gospodarczą. Mroczne lata kryzysu 2002–2005, kiedy gospodarka siadała, a pasażerowie przestraszyli się zamachów terrorystycznych, odeszły w zapomnienie.

Polityka 30.2008 (2664) z dnia 26.07.2008; Raport; s. 30
Reklama