Archiwum Polityki

W plenerze... na operze

Gdy kończą się sezony w operach i filharmoniach, muzyka przenosi się pod chmurkę.

Spektakle plenerowe, w ostatnich latach coraz modniejsze i popularniejsze, to nic nowego. W końcu antyczny teatr grecki zaistniał właśnie na wolnym powietrzu. Do dziś nikt nie prześcignął starożytnych budowniczych amfiteatrów w tworzeniu wspaniałej akustyki, którą trudno osiągnąć we wnętrzu, a cóż dopiero w plenerze. Dlatego szczególnie uprzywilejowane w przyjmowaniu muzycznych turystów są kraje południa Europy, w których postawili stopę Grecy i Rzymianie. Do atutów wystawianych dziś w tych miejscach przedstawień dochodzi jeszcze obcowanie z dziedzictwem wieków.

W amfiteatrach

Choć kompozytorzy związani z florencką Cameratą stworzyli czterysta lat temu operę z chęci ożywienia idei teatru starożytnych Greków, jest ona gatunkiem, który tak naprawdę nie ma z Grecją nic wspólnego (oprócz – czasem – tematyki poszczególnych oper). Dlatego też trudno się dziwić, że w tym kraju tradycji festiwali operowych nie ma, choć niejedno wielkie nazwisko się w świecie śpiewaków zapisało, żeby wspomnieć choćby Marię Callas. Utarło się już, że amfiteatry greckie, nie tylko w Grecji zresztą, pozostawia się temu, co w nich odgrywano przed wiekami, czyli dramatowi. Opera natomiast świetnie się znalazła w zabytkach rzymskich, w których niejednokrotnie bywało dużo mniej kulturalnie.

Najstarszym i jednym z najsłynniejszych z tych miejsc, gdzie niegdyś walczyli gladiatorzy (ale były i spektakle teatralne), a dziś rządzi śpiew, jest teatr antyczny w Orange w prowansalskim departamencie Vaucluse, zbudowany na początku I w. n.e. Jest to jednocześnie najlepiej zakonserwowany tego typu obiekt, jedyny, w którym zachował się kamienny mur – tzw. plecy sceny, dzięki którym 8600 osób odbiera spektakl w znakomitej akustyce. Festiwal operowy, zwany Chorégies (od greckiego choreo – taniec), został zainicjowany na początku XX w.

Polityka 30.2008 (2664) z dnia 26.07.2008; Kultura; s. 62
Reklama