Archiwum Polityki

Kizior Beethoven i Chopin suchotnik

Film Jerzego Antczaka „Chopin – pragnienie miłości” niezbyt podobał się krytykom, publiczność też nie dała dowodów, że się zachwyca. W licznych recenzjach pominięto jednak dość istotny szczegół, na który chciałbym zwrócić uwagę. Otóż główną treścią filmu są kłopoty uczuciowe głównego bohatera, podczas gdy główną treścią jego życia było stworzenie dzieła. Jednak nasz film dzieli takie ujęcie z przeważającą większością ekranowych biografii artystów.

Jakiś czas temu na naszych ekranach wyświetlano film o Beethovenie „Nieśmiertelna miłość”, który miał u nas wyjątkowe – chciałoby się powiedzieć, snobistyczne – powodzenie, mimo że krytycy ocenili go jako mierny, zaś muzykolodzy jako fałszerstwo. Filmowcy zajęli się listami, które znaleziono po śmierci Beethovena; zwracał się on w nich do Nieśmiertelnej Ukochanej, nie wymieniając szczegółów; zapewne miał na myśli romantyczne marzenie w modnym stylu swojej epoki. Film postanowił ową osóbkę nam pokazać: była to taka sobie cipulka, ale nawet gdyby była bardziej efektowna, wyglądałaby wciąż wątpliwie wobec Wielkiej Niewiadomej artysty. Niemniej pretekst ten posłużył, by dać odpowiedź na pytanie, dlaczego kompozytor robił muzykę; brzmi ona: bo cierpiał.

To można powiedzieć o każdym z nas; dlaczego jednak nie komponujemy? Ale mniejsza o ten szczegół, istotne jest, że właśnie ów „każdy z nas”, czyli widzowie, poczujemy się solidarni z Beethovenem i będziemy wzruszeni. Jest to konieczność kina: nie inaczej wyglądają inne biografie artystów przepuszczone przez ekranową maszynkę. Taki twórca jest z reguły pół albo nawet całym dziwakiem, może nawet wariatem. Jego otoczenie jest cygańskie, ale tęskni on za normalną rodziną. Panie go nie chcą, bo nie ma stałej posady, więc komponuje namiętnie, ponieważ jest nieszczęśliwy, ale nie może sprzedać swoich dzieł i zarobić, bo jest za życia niedoceniony i dopiero gdy umarł, napisano o nim w encyklopedii.

Mentalności podobnej nie uniknął nawet film, uchodzący za osiągnięcie: „Amadeusz” Miloša Formana (1984), który rzeczywiście się wyróżniał, bo dawał odczuć klimat epoki, ale i w tym wypadku jego treścią była rywalizacja między Mozartem i zawistnym Salierim, nie zaś proces twórczy geniusza, jakim był Mozart.

Polityka 18.2002 (2348) z dnia 04.05.2002; Kultura; s. 55
Reklama