Archiwum Polityki

Kariera Nikosia Dyzmy

[średnie]

Można współczuć reżyserowi Jackowi Bromskiemu oraz całej ekipie realizującej „Karierę Nikosia Dyzmy”. Scenariusz jest przyzwoity (zwłaszcza w miejscach żywcem wziętych ze starego Dołęgi-Mostowicza), Cezary Pazura z rudą grzywą śmieszy, tumani, przestrasza, pozostali aktorzy też nie próżnują, tymczasem widz przychodzi do kina i kaprysi: eee, w telewizorze nie takie zabawne rzeczy pokazują! I widz, niestety, ma rację. W recenzjach, które na ogół są dość kwaśne, można znaleźć mnóstwo dobrych rad dla reżysera, co powinien był zrobić, żeby jego Nikoś mógł się choćby równać z Nikodemem, w którego swego czasu wcielał się niezapomniany Roman Wilhelmi. Zabrakło jednej rady, za to dość zasadniczej, mianowicie należałoby jeszcze trochę zmienić czasy, w których żyjemy. Szlachetna porażka filmu Bromskiego uświadamia nam bowiem boleśnie, że dzisiaj film o Nikodemie (czy Nikosiu) Dyzmie w ogóle nie jest możliwy, ponieważ nie występuje konieczny, z powodów dramaturgicznych i nie tylko, kontrast między prostactwem głównego bohatera a obowiązującym stylem bycia tzw. klasy politycznej. Przykładowo, Dyzma rzuca w cyrku średnio ciężkie słowo, a całe towarzystwo natychmiast się zachwyca, że on taki spontaniczny. Ale ten efekt daje się osiągnąć tylko wówczas, jeżeli język Dyzmy jest zasadniczo różny od języka elit. To samo dotyczy obyczajów politycznych. Cham wśród elity, nawet pokazanej satyrycznie, naprawdę śmieszy. Cham wśród chamów jest tak samo żałosny jak oni. O czym wiemy i bez filmu. (zp)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 13.2002 (2343) z dnia 30.03.2002; Kultura; s. 54
Reklama