Dubravka Ugrešić, Nikogo nie ma w domu, przeł. Dorota Jovanka Mentzel-Cirlić, Znak, Kraków 2008, s. 344
Jestem przekonany, że gdy kiedyś będziemy chcieli dowiedzieć się czegoś o naszej hybrydycznej, postkomunistyczno-europejskiej epoce, trzeba będzie sięgnąć po książki takie jak „Nikogo nie ma w domu” Dubravki Ugrešić. Punktem wyjścia dla tego zbioru esejów i felietonów, publikowanych wcześniej na łamach europejskich pism (w tym „Gazety Wyborczej”), jest niemal zawsze anegdota z życia, gazet albo telewizji. Putin całujący rybę albo chorwacka Naga Wyspa, dziś wykorzystywana jako plener przez europejski przemysł porno, kilkadziesiąt lat wcześniej – jako obóz, do którego Tito wsadzał komunistów – zwolenników Stalina. Ugrešić – od lat nie mieszkająca w ojczystej Chorwacji – patrzy na świat z pozycji wiecznej outsiderki. Denerwują ją zarówno wschodnioeuropejskie resentymenty, bylejakość, chamstwo i czarnowidztwo, jak i zachodnie źle maskowane poczucie wyższości, ideologia świata bez bólu i głupota kultury masowej, w której „Jackie Collins reklamowana jest jako hollywoodzki Marcel Proust”. Jednym z tematów Ugrešić jest krążące po Europie widmo polskiego hydraulika – zacięta obrona własnych interesów ekonomicznych przez starą UE, zadająca kłam sloganom o europejskiej solidarności. Ugrešić nie wydaje wyroków i nie przedstawia gotowych recept na współczesne bolączki. Kilka godzin spędzonych w jej towarzystwie pozostawia podobne wrażenie jak długa rozmowa z kimś mądrym i zwyczajnie fajnym. Świat może nie stał się lepszy, ale my czujemy się (na chwilę) przywróceni do normalności.