Po roku jałowych kłótni w sprawach ochrony zdrowia jesteśmy w punkcie wyjścia. Weto prezydenta pogrzebało marzenia Platformy Obywatelskiej o szybkiej reformie szpitali. Ale straciliśmy nie rok, lecz dziesięć lat – Platforma jest tylko kolejną partią, której nie udało się tego dokonać. I jak widać, nawet zdecydowana wola i odwaga polityczna, której brakowało poprzednikom, nie wystarczy, by wstrząsnąć tym skostniałym niewydolnym systemem.
Lech Kaczyński przypomniał, że wetując ustawy sprzeciwia się prywatyzacji i w ten sposób realizuje swe przedwyborcze obietnice. Oto główny powód, dlaczego nad ochroną zdrowia ciąży w Polsce fatum: jak długo politycy zamiast podejmować wspólny trud reformowania tej sfery będą czynić z niej przedmiot kampanii wyborczej, tak długo żadna reforma się nie uda. Bo żadna partia ani kandydat na prezydenta nie mają monopolu na mądrość w tej dziedzinie, choć zachowują się tak, jakby ją mieli.
Wiadomo, że ze służbą zdrowia jest źle, nie ma jednak zgody na próbę jej naprawy, zostaje więc tak, jak było, czyli źle. Ci, którzy się nie zgadzają na reformy, czyli PiS, sami w ciągu dwóch lat swoich rządów nie zmienili systemu. Dzisiaj mówią, że trzeba dać więcej pieniędzy, tak jak oni kiedyś dali. Czy poprawiło to sytuację? Nie. O co tu więc chodzi? O politykę. Czy da się odebrać reformę zdrowia politykom? Nie. Czekamy na dalsze odsłony tego teatru absurdu.