Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Więcej dziadków niż wnuków

Od trzech lat ubywa Polaków. Dotąd było to skutkiem migracji za granicę. Ale w tym roku także liczba zgonów przewyższy liczbę urodzin. Czy Polki, zamiast o pierwszej pracy, nie powinny pomyśleć o pierwszym dziecku?

W tym roku potrzeba więcej trumien niż dziecięcych łóżeczek. Informacja ta, podana podczas sesji zamykającej I Kongres Demograficzny, zaszokowała zwłaszcza tych, którzy pamiętali nie tak znów dawne prognozy GUS, że oto niebawem świętować będziemy narodziny 40-milionowego obywatela. Tymczasem, jeśli nic nie powstrzyma zachodzących w Polsce procesów demograficznych (odwrócenie ich kierunku nie jest już praktycznie możliwe), to w połowie XXI w. będziemy mieć jedynie nieco powyżej 33 mln mieszkańców.

Ale nawet i tego nie możemy być pewni. Podczas zakończonego w ubiegłym miesiącu kongresu prezes GUS Tadeusz Toczyński podał wstępne wyniki Narodowego Spisu Powszechnego. 20 maja br. (w pierwszym dniu spisu) w Polsce mieszkało ok. 38,3 mln osób. Tymczasem prowadzony przez GUS tzw. bieżący bilans ludności wykazywał, że 31 grudnia 2001 r. Polska miała 38,632 mln mieszkańców. Naszym statystykom „zaginęło” ok. 330 tys. osób. To tyle, ile mieszka dziś w Katowicach. Ta rozbieżność jest skutkiem uwzględniania w bilansie ludności osób wymeldowanych „donikąd”, spośród których większość przebywa za granicą, głównie w Niemczech. Za granicą mieszkają, pracują, głosują i rodzą dzieci, a z Polską łączy ich już niekiedy tylko miejsce urodzin i możliwość posiadania podwójnego, w tym polskiego, obywatelstwa.

Demograficzne pustynie

Spisy powszechne ludności, które w pewnym sensie są spisami z natury, korygowały liczbę mieszkańców także w czasach PRL. Zawsze była to korekta w dół. Spis z 1978 r. wykazał, że zawieruszyło się gdzieś 113 tys. osób (tylu mieszkańców miało wówczas Opole). A podczas spisu w 1960 r. nie doliczono się 84 tys. osób. Nawet w totalitarnym ustroju nie potrafiliśmy zbudować szczelnego systemu ewidencji ludności, bo życie zawsze wyprzedzało to, co w liczbach i przepisach prawa chcieli zamknąć statystycy i urzędnicy od ewidencji.

Polityka 49.2002 (2379) z dnia 07.12.2002; Temat tygodnia; s. 20
Reklama