Polskie sądy apelacyjne i okręgowe wysłały w 2001 r. ponad 40 mln listów z zawiadomieniami, wezwaniami i wyrokami. Kosztowało to wymiar sprawiedliwości około 140 mln zł. Sądowy system wysyłania korespondencji jest bardzo drogi i jeszcze bardziej nieefektywny.
Są ludzie, którzy przesyłek sądowych nie odbierają celowo z nadzieją, że sparaliżuje to niekorzystne dla nich działania wymiaru sprawiedliwości. To naiwność. Wymiar sprawiedliwości musi być na to odporny. Inaczej – ignorując sądowe pisma, można by w ogóle uniemożliwić prowadzenie sprawy. Toteż w wielu wypadkach, zwłaszcza jeśli chodzi o prawo cywilne, postępowania toczą się bez udziału zainteresowanych. Sąd wysławszy odpowiednią korespondencję przyjmuje, że zainteresowany został powiadomiony. Dla sądu istotne jest jedynie poprawne przeprowadzenie procedury wysłania. Jeśli po jakimś czasie nieodebrany list powróci, uważa się, że został on doręczony, bo zainteresowany mógł go odebrać, a to czy odebrał, czy nie, to już jego zmartwienie.
Sztuczki zwrotkowe
Jednak w procedurze karnej prawdziwe, rzetelne zawiadomienie nie tylko podsądnych, ale także ich adwokatów i świadków bywa koniecznością. Inaczej wyrok można by potem zaskarżyć powołując się na naruszenie prawa do obrony.
Nieodbieranie korespondencji stało się więc praktyką powszechnie stosowaną w sprawach karnych, weszło wręcz do adwokackiej rutyny, bo w ten sposób łatwo odroczyć sprawę. Efektem różnych sztuczek z sądowymi listami są procesy ciągnące się latami.
Do najprostszych forteli stosowanych przez adwokatów należy odbieranie sądowego listu w ostatniej chwili, gdy minął już wymagany prawem siedmiodniowy termin zawiadomienia. Wówczas z przyczyn proceduralnych sprawa spada z wokandy. Kluczowe znaczenie ma tu tzw.