Archiwum Polityki

Musical pod suwnicą

[dobre]

Najbardziej fascynuje początek, kiedy o zmierzchu przekracza się bramę obok krzyży i dobry kwadrans maszeruje zarośniętymi zaułkami opustoszałej Stoczni Gdańskiej wśród zardzewiałych torów i bezludnych nabrzeży. W hali wynajętej przez Teatr Wybrzeże wita widzów demonstracja ekspracowników stoczni podobieranych tak, by byli wśród nich umysłowi i fizyczni. Ich obecność jest jednak najwyraźniej sztucznie dolepiona przez reżyserkę Marjorie Hayes do Brechtowsko-Weillowskiego „Happy endu”, musicalu z 1929 r., powstałego na fali sukcesu „Opery za trzy grosze”. Dziełko ma swój wdzięk, ale trudno je traktować poważnie jako parabolę losów choćby owych bezrobotnych: miłość chicagowskiego gangstera do naiwnej porucznik z Armii Zbawienia ma operetkowy charakter, songi (ze słynnym „Sourabaya Johny”) dawno już straciły drapieżność, tyrady przeciw złodziejstwu banków brzmią jak tandetna lepperomachia. Imponuje za to dyspozycja wokalna Arkadiusza Brykalskiego, kunszt aktorski Dariusza Szymaniaka, wdzięk Tamary Arciuch-Szyc, piękny głos Cezarego Rybińskiego. Teatr oferuje po prostu sympatyczny, lekki wieczór – aż dziw, że ulokowany wśród ruin po przemysłowym gigancie przeszłej epoki, a nie pod świeżo odnowionym niebiańskim plafonem sali przy Targu Węglowym. (js)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 29.2002 (2359) z dnia 20.07.2002; Kultura; s. 42
Reklama