Archiwum Polityki

Kilka pożytków z ptaszka

Rozmowa z ornitologiem Przemysławem Chylareckim o tym, jak znaleźć partnera, oszukać go, mieć jak najwięcej dzieci i przy tym się nie narobić

Juliusz Ćwieluch: – Czy podglądając ptaki przez lornetkę możemy dowiedzieć się przy okazji czegoś o ludziach, skoro ptakom znacznie bliżej do dinozaurów?

Przemysław Chylarecki: – Ptaki to właściwie opierzone dinozaury czy, inaczej mówiąc, współcześnie żyjące dinozaury. Duża część dinozaurów też pewnie była opierzona. Nie jesteśmy szczególnie bliskimi krewnymi. Jednak mimo że my reprezentujemy dosyć wysoko zaawansowane w ewolucji kręgowce, mierzyliśmy się z podobnymi problemami ewolucyjnymi. Jak znaleźć partnera, jak się chronić przed drapieżnikami, przed różnymi okresami pogody. Globalnie problemy często mamy podobne.

A rozwiązania?

To zależy od problemu. Ale w pewnych kwestiach zasadniczych jesteśmy czasami zaskakująco podobni do ptaków. Szczególnie w tych wypadkach, gdzie dominantą działania jest założenie, żeby zostawić po sobie jak najwięcej potomstwa, a niekoniecznie, żeby to potomstwo samemu wychowywać.

Ptaki przedstawiane są jako synonim oddanych i pełnych poświęcenia rodziców, burzy mi pan stereotyp.

Z łatwością mogę podać przykłady realizujące ten stereotyp. Ale w ewolucyjnym wyścigu różne gatunki wypracowały sobie różne strategie. Są gatunki, u których związek samca z samicą ogranicza się tylko do kopulacji, a problem potomstwa zgrabnie przerzucony zostaje na samicę. Dzięki temu samca omija robienie gniazda, inkubacja jaj przez ponad miesiąc i wychowanie młodych, na co potrzebny bywa kolejny miesiąc. Biorąc pod uwagę, że ptasi okres lęgowy trwa krótko, te dwa miesiące oznaczają stracony cały rok krótkiego ptasiego życia i urastają do zupełnie innych rozmiarów.

Dlaczego samica daje sobie robić koło pióra?

W kwestię rozmnażania z góry wpisany jest konflikt interesów.

Ja My Oni „Między nami (a) zwierzętami" (90119) z dnia 13.12.2008; Pomocnik Psychologiczny; s. 8
Reklama