Gdy w Boże Narodzenie zasiądziemy przy świątecznych stołach, brytyjscy naukowcy i inżynierowie będą ślęczeć przed monitorami komputerów National Space Center w Leicester, żywiąc się pizzą i litrami kawy. To właśnie oni przygotowali misję kosmicznego lądownika Beagle 2, który 25 grudnia nad ranem wyląduje na Marsie. Za pomocą koparki o nazwie kret i innych urządzeń Beagle będzie poszukiwał śladów życia (przede wszystkim minionego, ale może i obecnego) oraz wody.
Na tym jednak nie skończą się marsjańskie atrakcje. 4 stycznia wyląduje amerykański łazik Spirit wysłany przez NASA. 25 stycznia dołączy do niego brat bliźniak o nazwie Opportunity. Oba będą przyglądać się marsjańskiemu gruntowi i skałom, szukając przede wszystkim śladów dawnych jezior, mórz i rzek. Dla badaczy Czerwonej Planety zapowiada się zatem gorąca zima (szczegóły brytyjskiej i amerykańskiej wyprawy opisaliśmy w POLITYCE 21).
Wyznaczając miejsca lądowania pojazdów, naukowcy musieli iść na ustępstwa wobec inżynierów przygotowujących techniczną stronę misji. Ci zaś domagają się, by wybierać rejony planety najbezpieczniejsze dla wartych setki milionów dolarów aparatów. A to oznacza lądowanie na terenach płaskich, pozbawionych ciekawych form geologicznych. Najprawdopodobniej więc znowu ujrzymy zdjęcia usianej kamieniami czerwonej pustyni. Takie właśnie fotografie nadsyłały w latach 70. marsjańskie lądowniki Viking. Bardzo podobne zdjęcia przekazał również Pathfinder, który wylądował w lipcu 1997 r. W ten sposób w powszechnej wyobraźni utrwalił się obraz Marsa jako planety o wyjątkowo monotonnym krajobrazie.
Tymczasem badacz Czerwonej Planety wie, że to nieprawda. – Mars nie jest wyłącznie pustynnym globem, na którym ktoś rozsypał mnóstwo kamieni. To bardzo zróżnicowana i ciekawa planeta – mówi prof.