Zaskoczeń jest więcej. Z pytań dziennikarzy wynika na przykład, że idzie w zapomnienie prosta wiedza, którą większość z nich powinna posiadać z lekcji religii w szkole podstawowej. Otóż prócz Dekalogu istnieje, i to od wieków, zbiór przykazań kościelnych. Dekalog określa obowiązki wierzących wobec Boga i bliźniego, przykazania kościelne – wobec Kościoła, którego są członkami przez chrzest w nim przyjęty. Treść tych przykazań jest jasna i nie ma w nich żadnych rewelacji. Nowa wersja, uzgodniona z Watykanem, wprowadza retusze, ale żadna rewolucja to nie jest. Zaskakująca jest za to cierpka reakcja na tę kosmetykę. Jeśli tak przyjmuje się tak drobne zmiany, jaka byłaby reakcja na reformy faktyczne?
W jednym z akademickich kościołów krakowskich ksiądz powiedział od ołtarza, że nie odczyta wiernym listu episkopatu wprowadzającego zmiany przykazań kościelnych, bo się z nimi nie zgadza (co nawiasem mówiąc trudno uznać za zachowanie właściwe i wobec hierarchów, i wobec ludzi, którzy przyszli do kościoła). Niektórzy internauci zarzucili nowej wersji „małą precyzję” sformułowań, biurokratyczny język, a nawet próbę odwrócenia uwagi od tego, o co naprawdę chodzi, czyli od pieniędzy – do czego jeszcze wrócę. Spierali się, jakie prace są „konieczne”, a jakie „niekonieczne”, lub czy słusznie opuszczono słówko „nabożnie” w zaleceniu o uczestnictwie w mszy świętej: że niby dopuszcza się tym samym byle jakie „odstanie” liturgii.
Entuzjazmu nie wzbudziło złagodzenie wymogów postu.
W rozumieniu Kościoła post polega na tym, że w określone dni – Środę Popielcową i Wielki Piątek – katolik jeden raz je do syta i nie może to być pokarm mięsny. Powstrzymać się od spożywania mięsa powinien także we wszystkie piątki.