Archiwum Polityki

Wałęsa europejski

Lech Wałęsa jest jak dobre wino. Miał klasę w młodości i ma klasę na starość (jeśli to już jest starość). Fakt, że w średnim wieku bywało – jak z winem – dość różnie, dziś już specjalnie nie ciąży. Imponujące obchody ćwierćwiecza otrzymania Nagrody Nobla, w których wzięły udział blisko dwa tuziny obecnych i byłych narodowych przywódców, z prezydentem Sarkozym i dalajlamą na czele, pokazały nie tylko, jaką międzynarodową pozycję ma twórca Solidarności, ale też jak mocno wciągnięty jest w globalne, cywilizacyjne debaty. Znaczenie gdańskiego szczytu nie ogranicza się jednak do odkrycia dla Polski i Europy nowego Wałęsy – męża stanu na miarę rozpoczynającej się właśnie epoki.

Ci, którzy się do Gdańska nie wybrali, stracili też okazję poznania nowego, budującego oblicza przynajmniej dwóch polskich polityków. Jerzy Buzek pokazał prawdziwą klasę, w sposób imponujący wyważając w trakcie dyskusji racje przedstawiane przez krytycznego wobec nowych nurtów Leszka Balcerowicza oraz Jana Kulczyka – teraz entuzjastycznie zaangażowanego w zieloną rewolucję. Donald Tusk zaś, postrzegany dotąd jako pragmatyczny polityczny menedżer, zaprezentował się jako polityk refleksyjny i intelektualnie głęboki, kiedy mierzył się a vista z najtrudniejszym wyzwaniem konferencji, jakim było pogodzenie idei solidarności i rynku w warunkach narastającego kryzysu.

Formułując tezę, że „dzięki solidarności wolność staje się do zniesienia”, Tusk przywrócił publicznej refleksji na temat dziedzictwa Solidarności tischnerowską jakość, co się od dawna nikomu nie udało. W Gdańsku otrzymaliśmy dowód, że polska debata nie musi być tak absurdalna, prostacka i dysfunkcjonalna, jak to, co obserwujemy na co dzień. Wracając do starych korzeni przekonaliśmy się, że są one żywe i mogą być nadspodziewanie owocne.

Polityka 50.2008 (2684) z dnia 13.12.2008; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama