Archiwum Polityki

Joga jest samotną drogą

Rozmowa z Iloną Kondrat, właścicielką szkoły jogi.

Joanna Podgórska: – Szukanie alternatywy w tradycjach Wschodu kojarzy się ze zbuntowanymi kontestatorami. Jak pani – dziennikarka, żona znanego aktora, matka dzieciom – trafiła na ścieżkę jogi?

Ilona Kondrat: – Tak jak wszyscy, niezależnie od wieku i statusu społecznego. Do jogi trafiają nadwrażliwcy, którym coś się w życiu komplikuje i nie potrafią sobie poradzić z rzeczywistością. Joga jest jedną z propozycji, wręcz modną w obecnych czasach. Uważa się, że pozwoli osiągnąć spokój umysłu, wyciszyć się, nauczyć panować nad sobą. Taka też była moja droga.

Kiedy się zaczęła?

Dziesięć lat temu. Byłam wtedy na zakręcie. Czułam, że kończy się moja praca zawodowa. Prasa kobieca się zmieniała, a ja nie chciałam pisać tekstów w stylu 101 orgazmów. Zmarła moja mama. Wpadłam w depresję. Czułam, że mój stan ducha wymaga jakiejś interwencji. Zawsze byłam samodzielna i samowystarczalna, pomyślałam, że sama muszę sobie pomóc. Tak jak większość ludzi na Zachodzie, zaczęłam od hatha-jogi (patrz ramka), która często traktowana jest jak fitness, czyli zestaw ćwiczeń usprawniających ciało. Byłam zaskoczona, bo liczyłam, że efekty, również te mentalne, będą szybkie, niemal natychmiastowe. A tak wcale nie było.

Joga to nie pigułka antydepresyjna.

Nie, joga w ogóle nie jest łatwą ścieżką. Większość zaczyna od hatha-jogi, ale też większość pozostaje na tym etapie. Gdy czytam, że ludzie od razu się wyciszają, nie wierzę. Owszem, zestaw ćwiczeń, który się na początku łyka, działa jak każdy inny fitness. Daje poczucie, że człowiek coś dla siebie robi, wyzwala endorfiny. Aktywność fizyczna powoduje wzrost zadowolenia. Poza tym joga dość szybko i pięknie kształtuje mięśnie, jest doskonałym rzeźbiarzem ciała, harmonijnym, pozbawionym przesady.

Sztuka Życia Polityka. Sztuka Życia (90122) z dnia 24.01.2009; s. 16
Reklama