Najpierw były Stany Zjednoczone, potem Związek Radziecki. Żaden inny kraj nie przeszedł takiej drogi – spod jednej kurateli Kuba przechodziła pod drugą.
Od strony nacisków i sterowania polityką zależność w jednym i drugim przypadku była identyczna, choć o przeciwnym znaku. Amerykanie oczekiwali od Kuby polityki antyeuropejskiej, antyhiszpańskiej i antykomunistycznej. Moskwa widziała w Hawanie sojusznika antyimperialistycznego i klasowego. Na jednej i drugiej zależności Kubańczycy zyskali tyle samo. Ich duma cierpiała, korzyści ekonomiczne były z tego żadne. Żyli i żyją na granicy przetrwania.
Za czasów amerykańskich Kuba była krajem kapitalizmu peryferyjnego ze wszystkimi patologicznymi zjawiskami na styku peryferii z metropolią. Kultura mafii, hazardu, przemytu, prostytucji i zarazem stosunkowo wysoki poziom życia niektórych Kubańczyków. Ponadto typowo latynoamerykańska korupcja i dyktatura, znieczulane powszechną potrzebą zabawy – to charakterystyka czasów Fulgencia Batisty, który uciekł przed partyzantami Fidela Castro. Rewolucja przeorała Kubę.
Obiecano wolność, godność, rozwój, opiekę medyczną, oświatę, sprawiedliwy dobrostan. Dotrzymano słowa, jeśli idzie o zdrowie i naukę. Ale choć opieka medyczna jest powszechna i bezpłatna, to brak lekarstw i podstawowych instrumentów, np. strzykawek, czyni ją praktycznie niedostępną dla zwykłych obywateli. Natomiast oświata i nauka są coraz bardziej skrępowane funkcjami propagandowymi. Pozostałe cele przesunięto na obszary ograniczone ideologią. Wolność, godność, rozwój, dobrostan tak, ale tylko w ramach rewolucji. Enigmatycznie opisano to hasłem: „Ojczyzna lub śmierć”. Ojczyzna ma się rozumieć rewolucyjna. Po kryzysie realnego socjalizmu i komunizmu w Europie sprecyzowano alternatywę: „Socjalizm lub śmierć!