4 lutego Bernard Kouchner miał być w Waszyngtonie. Francuska dyplomacja stawała na głowie, by umówić spotkanie z Hillary Clinton w najszybszym możliwym terminie, czekał na nie Nicolas Sarkozy, od tygodni bezskutecznie zabiegający o tęte-ŕ-tęte z Barackiem Obamą. Ale francuski minister spraw zagranicznych musiał przesunąć wyjazd i zamiast na lotnisko udać się przed Zgromadzenie Narodowe. – Przyszedłem tu, by bronić swojego honoru – powiedział w sali francuskiego parlamentu.
A jest przed czym go bronić. Dzień wcześniej we Francji ukazała się książka Pierre’a Péana „Świat według K”. Znany dziennikarz śledczy opisuje w niej, jak Kouchner doradzał afrykańskim dyktatorom przy reformach służby zdrowia i zabiegał o kontrakty dla francuskich firm. I jak, będąc już szefem dyplomacji, dopominał się u prezydenta Gabonu o uregulowanie zaległych faktur na 800 tys. euro. – Ta książka podważa mój honor, moją uczciwość, zaangażowanie całego mojego życia – mówił Kouchner niemal płaczliwym głosem.
We Francji przeciętnemu politykowi takie zarzuty uszłyby płazem
. Ale Kouchner to najpopularniejsza osobistość polityczna kraju, a swoją renomę zawdzięcza wizerunkowi nieustraszonego obrońcy Trzeciego Świata, bezkompromisowego rzecznika praw człowieka i żarliwego społecznika. Ten wizerunek został teraz podważony. Kouchner nie złamał prawa, ale niewykluczone, że złamał sobie piękną karierę.
To on założył Lekarzy bez Granic. W 1966 r. od Nigerii odłączyła się roponośna prowincja, a blokada wojskowa zbuntowanej Republiki Biafry wywołała klęskę głodu. Bernard Kouchner, wówczas młody lekarz gastrolog na misji Czerwonego Krzyża, postanawia złamać zakazy i z 12 kolegami wdziera się do Biafry z misją ratunkową.