Zwrotnica została przełożona. Choć skład dopiero rusza, wiadomo już, dokąd zmierza. Reaktywacja niemrawej prezydentury ma sprawić, że to przez pryzmat Pałacu ma być postrzegana partia braci Kaczyńskich i jej rządy. Większa to szansa na sukces i większe możliwości manewru niż przy skupieniu uwagi wyborców na sfatygowanym koalicyjnymi bojami premierze.
Przekonanie Polaków, że w Pałacu Namiestnikowskim rezyduje realna władza, ma sens także, a może przede wszystkim, jeśli PiS nadchodzący wyścig do foteli przy Wiejskiej miałby przegrać. Jarosław Kaczyński wie, że łatwiej zwyciężyć w kolejnej batalii o parlament, mając swojego prezydenta wybranego w 2010 r. na drugą kadencję, niż wygrać wybory prezydenckie, mając władzę.
W walce o miejsca w Sejmie Prawo i Sprawiedliwość rzecz jasna także nie złoży broni. Przy premierze zostaje, także ostatnio bardziej widoczny, Adam Bielan, druga połowa spółki kampanijnych magów. Nie ulega jednak wątpliwości, że najważniejsze prace wizerunkowo-marketingowe odbywać się będą przy Krakowskim Przedmieściu.
Gdy Michała Kamińskiego nazwać rzecznikiem prezydenta, słychać lekkie żachnięcie: – Jestem sekretarzem stanu, moje obowiązki są szersze. Chcę odpowiadać za komunikację społeczną, ale też za strategię: inicjatywy prezydenta – polityczne, legislacyjne i społeczne. Kamińskiemu przydzielono obszerny pokój tuż przy prezydenckiej części Pałacu. Z tabliczką „Szef Kancelarii Prezydenta” na drzwiach. Choć całym urzędem nowy minister kierować nie będzie, jego lokum odpowiada randze zadania, które dostał. Ma profesjonalnie zarządzać wizerunkiem głowy państwa. Przekształcić Kancelarię z przytulnej gawry – w której, na ogół, wieloletnie współpracowniczki Lecha Kaczyńskiego, w rolach „pań ministrów”, dbały o dobre samopoczucie prezydenta, mniej przejmując się wrażeniem, jakie robi na zewnątrz – w technokratyczny sztab wyborczy.