Archiwum Polityki

Kamera nabiera rozumu

Coraz trudniej pogodzić prywatność i dobro ogółu, toteż w imię większego bezpieczeństwa godzimy się na wszechobecną inwigilację. Jej metody przekraczają ludzką wyobraźnię.

Dzisiejsza inwigilacja to już coraz rzadziej dwaj smutni panowie w nieoznakowanym samochodzie. Postęp nie omija i tej dziedziny życia. Najnowsze kamery obdarzone są własną inteligencją i bez ludzkiej pomocy mogą rozpoznać podejrzane zachowania. Jeżdżąc metrem w Barcelonie, autobusem po Sztokholmie czy chodząc po Waszyngtonie uważajcie więc, by nie przeskakiwać przez barierki, kłaść się znienacka na ziemi lub zostawiać w publicznych miejscach pakunków i toreb bez opieki, bo elektroniczny Wielki Brat natychmiast to zauważy i odpowiednio zareaguje.

Pionierami w tej branży byli Brytyjczycy. W październiku 1984 r., w czasie konferencji Partii Konserwatywnej w nadmorskim Brighton, terroryści z Irlandzkiej Armii Republikańskiej dokonali nieudanego ataku na ówczesną premier Margaret Thatcher, detonując w hotelu bombę i zabijając pięć osób. Kiedy w następnym roku konserwatyści spotkali się w Bournemouth, nad ich bezpieczeństwem czuwał nowy elektroniczny policjant w postaci kamer telewizyjnych tworzących system nadzoru wizyjnego. Po konferencji system został rozmontowany, ale już w 1986 r. w niewielkim angielskim miasteczku King’s Lynn zainstalowano na stałe trzy kamery, które obserwowały najbardziej niespokojne miejsca. Przestępczość tam znacząco spadła.

Wizyjne systemy bezpieczeństwa zaczęły wyrastać w Wielkiej Brytanii jak grzyby po deszczu po 1993 r., kiedy w pobliżu Liverpoolu z centrum handlowego uprowadzono, a następnie bestialsko zamordowano dwuletniego chłopca. Kamery bowiem pomogły zidentyfikować, schwytać i skazać sprawców zbrodni. W 2003 r. w całej Anglii zainstalowanych było już ponad 1,5 mln kamer inwigilacyjnych, przeciętny londyńczyk wychodząc z domu mógł się więc spodziewać, że w ciągu jednego dnia jego podobizna zostanie, jak twierdzą fachowcy, zarejestrowana ok.

Polityka 29.2007 (2613) z dnia 21.07.2007; Nauka; s. 72
Reklama