Czy Polska przypomina republikę bananową? – Nie, bo banany kupujemy, a nie sprzedajemy. Nasza gospodarka – w odróżnieniu od Kolumbii – nie zależy od popytu na kawę i kwiaty. Ale pewne podobieństwa do Wenezueli czy Paragwaju istnieją. Filarem republiki bananowej jest caudillo – wódz otoczony kultem przez swoich zwolenników. Najlepiej, kiedy caudillo jest wybrany demokratycznie, jak Hugo Chavez czy Evo Morales w Boliwii. Dawniej caudillo zabiegał tylko o poparcie wojska i łże-elit, dziś zależy mu na wyborcach.
Caudillo decyduje o wszystkim. Ani jeden listek na drzewie nie zadrży bez jego wiedzy. Chavez nazywa Busha diabłem – my mamy inne szatany. Caudillo ma aspiracje regionalne, a nawet panamerykańskie, chce przywrócić świetność boliwijskiej ojczyźnie, być przywódcą stada. Jest skłócony z Organizacją Państw Amerykańskich tak jak my z Unią Europejską.
Chavez pogardza opozycją, uważa swoich przeciwników za ludzi „małych moralnie i intelektualnie”, nie cierpi telewizji prywatnej (jedną nawet zamknął) ani gazet, których jednak nie zdołał wyciszyć. Korzysta z dobrej koniunktury gospodarczej, siedzi na nafcie tak, jak nasz przywódca siedzi na funduszach unijnych. Chavez jest elokwentny i napastliwy, też ekscytuje się własnymi słowami, też nie załamuje się żadnymi przeciwnościami (siedział nawet w więzieniu, później był obalony przez swoich przeciwników przy poparciu USA, ale po 24 godzinach władzę odzyskał). Chavez uważa się za zbawcę ojczyzny oraz za Herkulesa, który czyści stajnię Augiasza. I też ma odrobinę racji, bo Wenezuela przed jego dojściem do władzy posprzątana nie była i ludzie mieli dość elity. Teraz mają nową elitę z Chavezem na czele.