Stogi i Przeróbka to gdańskie dzielnice leżące nad Zatoką Pucką, w pobliżu Nowego Portu. Od lat słyną z bursztynowych gangów. Na wypłukiwanym rabunkowo pod osłoną nocy bałtyckim złocie zbił majątek niejeden tutejszy mieszkaniec. Czasem policjantom udawało się namierzyć gang, ale złapać rzadko. Zwykle zastawali zdewastowany teren, czasem porzucone w pośpiechu pompy i ani żywej duszy. Władze Krynicy Morskiej na Mierzei Wiślanej, podobnie jak Gdańska, borykające się z nieuchwytnymi rabusiami, zagroziły obywatelom zakręcaniem na noc kurków z wodą, by nie ulegali bursztynowej pokusie. Władze Gdańska tak daleko się nie posunęły. Doszły do wniosku, że zamiast walczyć z dzikimi poszukiwaniami trzeba je ucywilizować i zalegalizować. Paweł Adamowicz, prezydent miasta, wydał niedawno zarządzenie dotyczące oddawania gruntów miejskich w dzierżawę „na cele związane z poszukiwaniem, rozpoznaniem i wydobywaniem złóż bursztynu”. Ostatni raz koncesję na wydobycie wydano tutaj w maju 1972 r.
Starzy gdańscy bursztynnicy do dziś wspominają tamte czasy z łezką w oku. Pozyskiwali wówczas wyjątkowej urody surowiec.
A potem przez lata zżymali się, widząc, jak jest marnotrawiony. Opowiadali o jego pokładach zatapianych w betonie i znikających bezpowrotnie pod wielkimi budowami – obiektami portowymi i drogami. Od dawna zabiegali, by inwestycje na bursztynonośnych terenach poprzedzone były poszukiwaniami i wydobyciem. Wreszcie się doczekali. Część gruntów, które miasto zamierza udostępnić amatorom poszukiwań, docelowo jest przeznaczona pod inwestycje.
Po 1989 r. można było poszukiwać bursztynu legalnie tylko na gruntach prywatnych.