Stoi mi przed oczami kamienna, stężała twarz Jana Kociniaka z jego ostatniej roli w „Czaszce z Connemary” w Ateneum. Skrzywiona we wściekłym grymasie maska grubych zmarszczek i ust wygiętych w podkowę. Całe życie był komikiem, znakomicie posiadł technikę rozśmieszania, miał organiczne wyczucie groteski, formy, gagu, które często przychodziło mu trwonić w tanich krotochwilach. Był wirtuozem gry na sobie, niczym na instrumencie – jak wielu kolegów z jego pokolenia.
Polityka
34.2007
(2617) z dnia 25.08.2007;
Kultura;
s. 58