Archiwum Polityki

Społeczne, czyli drogie?

W minionym tygodniu minister finansów Zyta Gilowska przedstawiła długo wyczekiwaną definicję „budownictwa społecznego”, od której zależy wysokość podatku VAT płaconego przez mieszkaniowych inwestorów. Od 1 stycznia 2008 r. niższą stawką objęte zostaną nowe mieszkania o powierzchni do 120 m kw. oraz domy do 220 m kw. kupowane od deweloperów i spółdzielni mieszkaniowych. Za nadwyżkowe metry trzeba już będzie płacić normalną stawkę w wysokości 22 proc.

Dla wielkich firm budowlanych to świetna wiadomość. Taka decyzja napędzi im klientów. Jednocześnie z „budownictwa społecznego” pani minister chce wyłączyć domy i remonty wykonywane tzw. metodą gospodarczą, czyli własnym sumptem rodziny. A w ten sposób wciąż powstaje w Polsce ponad połowa nowych lokali, najwięcej na prowincji. Pomysł Gilowskiej jest taki, żeby promować legalne budowanie i remontowanie. Jeśli zlecimy usługę profesjonalistom, na wszystko będą faktury, to nadal będziemy płacić 7-proc. VAT. Idea jest słuszna, ale w praktyce może wyjść fatalnie. Budowanie metodą gospodarczą jest wciąż do 40 proc. tańsze niż z wynajętą do tego firmą. Eksperci są zgodni, że Polacy będą kombinować, żeby pomysły Gilowskiej omijać. Pojawi się zapewne więcej drobnych deweloperów, którzy wezmą na siebie fikcyjne poprowadzenie budowy. Zgodzą się przepuścić inwestycję przez swoją księgowość, oczywiście nie za darmo. Inni budujący po prostu uciekną do szarej strefy, która będzie się rozrastać. Postawią dom wykorzystując lewe materiały, zatrudniając na czarno Ukraińców czy Rumunów.

Gilowska tłumaczy, że celem stanowienia nowych przepisów nie jest tym razem zwiększenie dochodów budżetu, tylko dostosowanie do unijnego prawa. Eksperci jednak radzą, żeby do definicji budownictwa społecznego wrzucić wszelką aktywność budowlaną.

Polityka 15.2007 (2600) z dnia 14.04.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama