Redakcjo kochana, jak mogłaś?! Pomieściłaś na łamach rzecz, która budzi mój sprzeciw intelektualny, fizyczny i metafizyczny, chemiczny i fizjologiczny! Chodzi o artykuł Haliny Ginowicz i Wojciecha Markiewicza „Na granicy stanów” (POLITYKA 45), a ściślej o zawartą w nim siedmiopunktową tabelę: „Przykładowy program ograniczania picia”. Horrendum! Porozmawiajmy punkt po punkcie, jak Polak z Polakiem.
1
„Piję dopiero po 18.00”.
Nie będę się czepiał, dlaczego nie o 19.00, 17.00 albo 16.42. Chodzi jednak o świętość tradycji narodowej. Polak pije od 13.00. Kto tego nie uznaje, plwa w twarz tym wszystkim, którzy w zbolałych komunistycznych kolejkach czekali na ową wyznaczoną przez totalitaryzm godzinę: 12.57, 12.58, 12.59... Jeszcze chwila i już... grzmiał dzwon Zygmunta. Zrywaliśmy kapsle, odbijali korki. Powracały wolność i niepodległość.
2
„Nie piję w tym pomieszczeniu, w którym robiłem to dotychczas”.
Trudno zaiste o bardziej klasową, a właściwie feudalną wizję rzeczywistości. Ile ma statystyczny Polak pomieszczeń, w których mógłby się napić? Pije się pod kaktusem i telewizorem. A potem? Owszem, można w pokoju dziecinnym. Tyle tylko, że jest to sprzeczne z punktem następnym.
3
„Nie piję samotnie. Nie piję z kolegami alkoholikami. Nie piję w obecności dzieci”.
Pojawia się najlogiczniejsze z pytań: skoro nie mam pić samotnie, to z kim do najjaśniejszej cholery?! – z abstynentami? Jedyny mi znany wybitny abstynent w dziejach wszystkich numerów Rzeczpospolitej to generał Wojciech Jaruzelski. Dostosowując się zaś do polityki historycznej.