Archiwum Polityki

Papież dla wykształciuchów

Wizerunek ponurego, tępego reakcjonisty ustąpił obrazowi ciepłego i skromnego, acz wymagającego profesora.

Przez długie lata Ratzinger był negatywnym bohaterem mediów jako panzer Kardinal, szef dawnej inkwizycji, dławiący swobodę myśli i dyskusji w Kościele. Dziś o tym czarnym wizerunku, a właściwie gębie przypiętej przed ponad 20 laty wybitnemu teologowi, prawie nikt już nie mówi. Ratzinger papież w ciągu dwóch lat dokonał niemal kopernikańskiego przełomu: zatrzymał lawinę krytyk, poruszył serca i umysły wiernych i intelektualistów, także tych dalekich od Kościoła (patrz też „Niezbędnik Inteligenta”, POLITYKA 37/05).

Benedykt to papież dla wykształciuchów. Mogą go nie czytać, ale szanują: pisze dużo i erudycyjnie, a na dodatek jego książki dobrze się sprzedają. Najnowszym tego dowodem będzie „Jezus z Nazaretu” – medytacja teologiczna o Chrystusie, opublikowana na 80 urodziny Josepha Ratzingera. Książka wciągająca jak wszystko, co pisze Ratzinger, ale pod warunkiem, że czytelnik nie jest religijnym analfabetą i ma „odrobinę sympatii” do tematu, o którą prosi go autor. Pierwszy nakład włoskiego przekładu wynosi 350 tys.; pierwszej encykliki Benedykta, w której papież polemizuje z Nietzschem, sprzedało się już 7 mln egzemplarzy.

Stereotyp się posypał

Papież Wojtyła nie miał takiego dorobku pisarskiego obejmując urząd. Nie tylko z tego powodu nie mógł też liczyć na podobną sympatię czy podziw. Uchodził za postać zagadkową i nieprzewidywalną, tak jak świat za żelazną kurtyną, z którego przychodził. Pierwsze dwa lata pontyfikatu Wojtyły umocniły to wyobrażenie. Zwłaszcza w mediach podzielonej Europy zbierał cierpkie uwagi za swój polityczny mesjanizm. Ten zły wizerunek przypieczętowało odebranie prawa do nauczania w imieniu Kościoła księdzu Hansowi Küngowi, który dla opinii zachodniej był autorytetem bardziej miarodajnym w ocenie katolicyzmu niż papież.

Polityka 19.2007 (2603) z dnia 12.05.2007; Świat; s. 58
Reklama