Archiwum Polityki

Sprawiedliwość ręcznie sterowana

Prof. Zbigniew Ćwiąkalski z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego

Janina Paradowska: – Stał się pan jednym z głównych wrogów ministra sprawiedliwości.

Zbigniew Ćwiąkalski: – Nie chciałbym się licytować. Wprawdzie minister Ziobro poświęca mi rzeczywiście bardzo dużo uwagi, ale największe szanse na pierwsze miejsce w tej kategorii ma bez wątpienia prof. Andrzej Zoll.

Gdzie przyczyna – kwestie osobiste czy też fundamentalny spór o rolę prawa?

Widzę ją głównie we frustracji i kompleksach ministra obrażonego na krakowskie środowisko prawnicze. Być może są to zaszłości z okresu studiów, na których wiodło mu się dość średnio, może również z okresu aplikacji prokuratorskiej, z którą miał kłopoty. Najwyraźniej ma powody, by Kraków źle wspominać. Jest jednak powód dodatkowy: opinię ministra o środowisku prawniczym – i to nie tylko krakowskim – w dużej mierze kształtuje prof. Władysław Mącior, który stał się jego idolem, wręcz guru, wiele lat temu. Dla ministra jest on symbolem jedynego prawdziwego, niezłomnego, kryształowego człowieka, na dodatek o jedynie słusznych poglądach, którego można było przeciwstawić temu zepsutemu, liberalnemu środowisku prawniczemu.

Dlatego z prof. Zollem postanowiliście panowie zlustrować prof. Mąciora?

Pani żartuje, cóż to za lustracja? Nikt mu przecież nie zarzucał, że był jakimś tajnym współpracownikiem. Materiałów żadnych nie znaleziono. Wprawdzie minister kiedyś na konferencji prasowej prezentował niszczarkę, która miała udowodnić, że wszystko może zniknąć, ale kontakty prof. Mąciora ze Służbą Bezpieczeństwa były od lat powszechnie znane, on się nimi popisywał, a nawet przechwalał. W dawnym Instytucie Prawa Karnego często posługiwał się takimi argumentami: mówił mi to jeden pułkownik, z którym jestem na pan, albo: mówił mi to pułkownik, z którym jestem na ty.

Polityka 23.2007 (2607) z dnia 09.06.2007; Kraj; s. 28
Reklama