To była imponująca uroczystość w iście bizantyjskim stylu: 20 czerwca 1922 r. Polska oficjalnie przejęła część Górnego Śląska, przyznaną jej po czteroletniej batalii politycznej prowadzonej przez dyplomatów w Wersalu, a działaczy plebiscytowych i powstańców na miejscu. Choć spór o przynależność Górnego Śląska zakończył się wyrokiem salomonowym – przecięciem regionu polsko-niemiecką granicą – był to wielki sukces Polski. Sukces jednak niedoceniony i po części zmarnowany.
Rozstrzygnięcie było też triumfem niepodległościowego przywódcy Ślązaków Wojciecha Korfantego i jego stronników, a szerzej – polskiego ruchu narodowego na Śląsku, który rósł w siłę od połowy XIX w. Warto przy tej okazji rozwiać utrwalony w PRL mit o ciągnącym się od stuleci konflikcie narodowym w tym regionie. Śląsk był obszarem pokojowo wielokulturowym, wielojęzycznym i wielokonfesyjnym. Różnił się pod tym względem od rozbiorowej Wielkopolski, naznaczonej działalnością osławionej hakaty, powstałej w końcu XIX w. szowinistycznej organizacji, nastawionej na programową germanizację pruskich kresów wschodnich.
Wielokulturowość Górnego Śląska współtworzył także Kościół, biskupi wrocławscy konsekwentnie uznawali polski język w życiu religijnym (kazania, spowiedź, śpiew, modlitwa), a żaden z absolwentów tamtejszego seminarium nie otrzymał święceń, póki nie zaliczył tzw. Grosse Polonicum – czterech semestrów nauki polskiego, zakończonych trudnym egzaminem. Powszechnie przyjęte w XIX w. pojęcie „języka duszy” też zostało sformułowane przez wrocławskiego biskupa Bernharda Bogedaina, urodzonego w Pszczynie niemieckiego polonofila.
Silnym bodźcem dla polskich działaczy narodowych stały się wyniki spisu powszechnego,
przeprowadzonego w 1900 r. w Niemczech i Austrii.