Siły demokratyczne, jak dziś nazywa się dawnych sojuszników z Majdanu, bloki BJuT Julii Tymoszenko i Nasza Ukraina – Ludowa Samoobrona Wiktora Juszczenki i Jurija Łucenki, mają wspólnie przewagę nad niebieskimi Janukowycza i to one zapewne będą tworzyć rząd. Żeby powiększyć swą siłę i osłabić obóz przeciwnika, mogą zaprosić do współpracy Blok Łytwyna, który przekroczył próg wyborczy. To może dać nawet 245 mandatów w parlamencie. Nie będzie to jednak łatwa kadencja Rady Najwyższej.
Po raz kolejny wybory nie były głosowaniem za określonym programem, partią, wizją państwa, ale przeciwko. Wschód wybierał niebieskich, czyli Partię Regionów, nie dlatego, że porwały go hasła Janukowycza. Chciał w ten sposób dać wyraz, że jest przeciwko pomarańczowym. Na zachodzie odwrotnie: rządy pomarańczowych przyniosły wielkie rozczarowanie i niezadowolenie, ale przecież nie było wyboru, jeszcze raz należało głosować przeciw niebieskim. Tym bardziej że programy wszystkich trzech liczących się ugrupowań – Regionałów, BJuT Julii Tymoszenko (która ze wszystkich sił starała się doganiać znienawidzonego Janukowycza) i NU-LS Juszczenki – były jednakowo lewicowe. Żaden nie mówił o liberalizmie, bo to niepopularne hasło. Choć przecież wszystkie te ugrupowania są partiami dużego kapitału, oligarchów, którzy dzięki nim realizują własne cele.
Nie powstała też żadna nowa siła polityczna, liderzy są wczorajsi, a na listy wyborcze trafili wręcz przedwczorajsi politycy. Pozostawało więc głosowanie na mniejsze zło.
Kiedy policzy się głosy niebieskiego i pomarańczowego elektoratu, widać, że Ukraina podzieliła się na dwie części mniej więcej równe. Podział istniał zawsze, ale nigdy jeszcze nie miał takiego znaczenia. Dziś nawet zwycięskiemu w wyborach ugrupowaniu trudno będzie sprawować władzę.