Paweł Walewski: – Zadzwoniła do naszej redakcji pani profesor z Akademii Medycznej w Warszawie, poruszona skalą emigracji młodych lekarzy. Tylko z jednej, egzaminowanej przez nią grupy 26 studentów aż 19 wyjechało lub już wyjeżdża za granicę. Czy Kraków też dotyka ten problem?
Andrzej Szczeklik:– Tak, choć mam nadzieję, że nasi absolwenci w większości nie wyjeżdżają na stałe. Przypuszczam, że wielu pozna różne systemy opieki zdrowotnej, zobaczy inną medycynę i wróci do kraju z nowymi doświadczeniami.
Dzisiejsze wybory młodych lekarzy nie są ostateczne?
Ostateczne były wtedy, gdy ja kończyłem medycynę. Zaraz po studiach skorzystałem z możliwości wyjazdu do kliniki uniwersyteckiej w Nowym Jorku. Nostryfikowałem wcześniej dyplom i pracowałem przez 12 miesięcy w ramach stażu podyplomowego. Był 1963 r. Znalazłem się w trzynastoosobowej grupie lekarzy, a wróciło nas tylko dwóch. Wtedy Polska była inna i świat był inny. Jednak mój ojciec nigdy by mi nie wybaczył, gdybym nie wrócił do kraju. To był imperatyw, który wpłynął na moją decyzję. Dzisiaj w Europie nie ma już granic. Można pracować i uczyć się w Londynie albo to samo robić w Hiszpanii, nie trzeba starać się o paszport ani tracić obywatelstwa.
Dziś najważniejszy jest argument finansowy.
Nie lekceważę go. W klinikach naszej katedry pracuje 160 pielęgniarek – fantastyczne dziewczyny – i wie pan, co jest ich marzeniem? Żeby mieć własny kąt, choćby mały pokój, ale tylko dla siebie, na który obecnie zwykle ich nie stać. Wierzę jednak, że u nas to się zmieni. W Irlandii jeszcze 25 lat temu była skrajna bieda, emigracja ogromna, a dziś ten kraj fantastycznie się rozwija i chętnie przyjmuje polskich lekarzy i pielęgniarki.