Strajkujemy – stwierdzili 5 września b.r. taksówkarze z Filadelfii. Półtora tysiąca z nich zatrzymało swoje auta, podobnie jak wielu kolegów w Nowym Jorku. Dlaczego? Kierowcy protestują przeciwko nowym regulacjom zobowiązującym ich do instalacji odbiorników lokalizacji satelitarnej GPS. Obawiają się, że dzięki nim staną się łatwym celem inwigilacji przez korporacje taksówkarskie. To, co dla jednych jest wadą, inni uznają za wielką zaletę. Możliwość lokalizacji ofiar katastrof za pomocą satelitów przyczyniła się do uratowania co najmniej 21 tys. osób od niechybnej śmierci, w parkach narodowych odbiorniki GPS zakłada się zwierzętom zagrożonych gatunków, by kontrolować ich wędrówki i liczebność.
A ile osób dzięki GPS straciło życie? Wszak GPS to satelitarna technologia rozwijana przez Stany Zjednoczone na potrzeby wojska. Służy żołnierzom nie tylko w lepszej orientacji w terenie, ale jest podstawą wojennej logistyki i – w końcu – sednem smart weapons, tzw. inteligentnej broni, czyli precyzyjnie trafiających w cel bomb i rakiet. Podczas ostatniej wojny w Iraku w 2003 r. 68 proc. użytych bomb obdarzonych było taką inteligencją.
Bip-bip
Podstawą GPS jest rozwijany przez amerykańską armię system Navstar GPS składający się z 24 satelitów. Uzyskał on sprawność operacyjną w 1993 r., a roczny koszt jego utrzymania szacuje się na 750 mln dol. Ze względu na strategiczne znaczenie satelitarnej lokalizacji od lat własny system budują Rosjanie (Glonass) i zabierają się za to Europejczycy (Galileo). Tymczasem, jeszcze na mocy decyzji prezydenta Ronalda Reagana, GPS został otwarty dla cywilów, dzięki czemu dziś nie tylko rakiety, ale i taksówki łatwiej trafiają do celu. A do portfeli przedsiębiorców trafiają coraz większe pieniądze.