Partyzantka to marsz. W porze deszczowej ścieżki zamieniają się w strumienie, a drogi w błotniste rzeki. Dwanaście cieni przemyka po stromej dróżce, szerokiej zaledwie na 30 cm. Tutaj krok w prawo czy w lewo to śmierć z powodu min. W ruchach ludzi nie ma strachu, ta dżungla to ich dom, znają tu każdy skrawek poszycia, w końcu to kolejne pokolenie przemierzające las z karabinem.
Soe Mea lustruje teren; na ramieniu niesie M2 – amerykański karabin z lat pięćdziesiątych; ma 26 lat, od 13 lat żyje i walczy w dżungli. Był kilkakrotnie ranny. Mieszkał we wsi oddalonej stąd o kilka dni drogi. Gdy podczas pracy na polu ryżowym wraz z siostrami Naang Khawng (14 lat) i Naang Thun (17 lat) został otoczony przez oddział armii birmańskiej, pobity do nieprzytomności, a dziewczynki porwane, przez kilka dni zbiorowo gwałcone, potem zastrzelone i zwyczajnie porzucone przy drodze, Soe Mea zdecydował wstąpić do partyzantki. Porucznik Gho Kha, 35 lat, stracił matkę, ojca i siostrę, walczy od 20 lat; sierżant Globh Bho, 52 lata, stracił braci i ojca, walczy od 30 lat; starszy sierżant Nay Bluth, 31 lat, rzucił studia, walczy od 9 lat.
Ostrzelać i uciec
Te wychudzone cienie, w lekko za dużych mundurach, to partyzanci Karen National Liberation Army (Narodowej Wyzwoleńczej Armii Karenu). Karenów wśród mieszkańców kraju jest ok. 7 proc. (Birmańczyków ok. 70 proc.). Swoje oddziały mają też Szanowie (9 proc.), Arakanowie, Czinowie... Birma jest jednym z najbardziej etnicznie zróżnicowanych państw na świecie: rozpoznaje się tu ponad sto języków i dialektów. Położona w południowo-wschodniej Azji, praktycznie od 1948 r., gdy uzyskała niepodległość z rąk Wielkiej Brytanii, pozostaje w stanie wojny domowej. Napięcia pomiędzy plemionami, podsycane przez sześćdziesiąt lat okupacji brytyjskiej (Birmańczycy próbowali wyzwolić się spod jarzma brytyjskiego zawierając sojusz z Japonią), znalazły swoje ujście w chwili odzyskiwania wolności.