Archiwum Polityki

Magazynierzy pamięci

To dziwna praca. Straszna i trudna. Szukanie życia w obozie śmierci.

Igor Bartosik, szef działu zbiorów w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau, wychował się w Chrzanowie u pradziadków, pamiętających pociągi jadące prosto do Auschwitz.

Trochę o tym rozmawiali, ściszając głos, gdy wnuk był obok. A kiedy spytał wprost, powiedzieli: nie pytaj, dziecko, tam ludzi palili w piecach. Nie zrozumiał, bo wtedy znał tylko kaflowy piec kuchenny.

Odkąd trafił do pracy w muzeum, śni mu się ono co noc. We śnie wygląda inaczej. Między współczesnymi blokami pojawiają się piaskownice, choć nie bawią się w nich dzieci. Czasem śni mu się, że znów jest strażnikiem muzealnym, wchodzi między baraki w Brzezince, a tam jest obóz. Za każdym razem, gdy pozyskuje i opisuje kolejne eksponaty, sny są intensywniejsze. Gdy pisał doktorat o budowie pieców krematoryjnych, wręcz go osaczały.

Jak sobie z tym radzę? – zamyśla się. – Wybrałem zawód, który pociąga za sobą konsekwencje, od których nie ma ucieczki.

Adresat nie żyje

Materia, nad którą pracuję, przytłoczyłaby każdego, kto nie ma skóry słonia. Bywa, że mam dość – przyznaje Piotr Setkiewicz, szefujący archiwum. Bierze wtedy papierosy 0,01 proc. nikotyny (– Bo na dodatek sam się oszukuję – tłumaczy) i idzie na spacer aleją brzóz, wzdłuż muru obozowego, żeby się jakoś zdystansować.

O swoich pracownikach z Biura Informacji o Byłych Więźniach mówi: – Oni nie tylko słuchają, oni rozmawiają z ludźmi.

Szymon Kowalski: lekko po trzydziestce, sztruksy, biały T-shirt, błękitna koszula, przyjeżdża do pracy na rowerze.

Ewa Bazan: lekko po czterdziestce, długa spódnica, brązowa marynarka, podjeżdża pod muzeum samochodem, zazwyczaj spóźniona o kilka minut.

Polityka 44.2007 (2627) z dnia 03.11.2007; Na własne oczy; s. 124
Reklama