Archiwum Polityki

„Pomóżcie Zbyszkowi, a on się odwdzięczy”

Rozmowa z Markiem Dochnalem

Janina Paradowska: – Wielką karierę zrobiło w Polsce określenie areszt wydobywczy. Pan stał się jego symbolem.

Marek Dochnal: – Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że wobec mnie taki właśnie areszt stosowano. Przez lata byłem potencjalnym świadkiem koronnym, na konto którego można było składać różne informacje, gdyż nie mając kontaktu ze światem zewnętrznym – nawet z żoną nie widziałem się przez półtora roku – nie mogłem niczego prostować ani wyjaśniać.

Co próbowano od pana wydobyć?

Przede wszystkim informacje obciążające polityków lewicy, choć sam już nie wiem, czy chodziło o informacje, czy tylko o szum medialny. Tyle różnych spraw wrzucano do jednego worka czy przypisywano mnie. Typowym przykładem są tak zwane konta polityków lewicy, o których ja nic nie wiem, bo to były sensacje, którymi karmił mnie Peter Vogel. Ja żadnych kont nie widziałem, żadnych nie znam, na żadne nie wpłacałem pieniędzy. W mojej sprawie Vogel odgrywał rolę bardziej niż dwuznaczną. To on sfabrykował dokumenty, które pozwoliły na nałożenie na mnie kolejnego aresztu tak zwanego nakładczego.

Mówi pan o tzw. sprawie prania brudnych pieniędzy?

Polegało ono na tym, że przeniosłem pieniądze z jednego własnego rachunku na drugi, co już w 2002 r. wyjaśniała inspekcja finansowa i uznała, że wszystko jest w porządku. Przekazałem natomiast prokuraturze bardzo wiele informacji na temat sektora energetycznego, paliwowego, ale nie mam wrażenia, aby ktoś się tym akurat porządnie zajął. Często słyszałem: nie ma klimatu.

Został pan zatrzymany za rządów lewicy. Szukali haków sami na siebie?

W mojej sprawie wyraźnie rysują się dwie warstwy. Pierwsza to interesy ekonomiczne różnych osób czy grup biznesowych – i tu śledztwo trwało właśnie w okresie rządów lewicowych.

Polityka 10.2008 (2644) z dnia 08.03.2008; Temat tygodnia; s. 13
Reklama