Po serii muzealnych wydarzeń, w których oprawa i reklama wzięły górę nad zawartością (Balthus, Dali, Christo), oczekiwałem na tę wystawę z dużym niepokojem. Spotkało mnie jednak miłe zdziwienie. Dla przeciętnego Polaka znajomo brzmią dwa, może trzy nazwiska twórców reprezentowanych w Krakowie: Picasso, zapewne Miró lub Léger. To jednak raczej skutek mizernej edukacji plastycznej narodu, nie zaś jakości ekspozycji. Praktycznie bowiem niemal wszyscy wystawiani artyści to postacie znaczące w sztuce XX wieku, a ich notki biograficzne znaleźć można w każdym specjalistycznym słowniku. Co więcej, na wystawie są reprezentowani dziełami znaczącymi, wysokiej klasy artystycznej. Te 170 dzieł wybrano doprawdy wyśmienicie spośród 4500 obiektów znajdujących się w kolekcji.
To jeszcze nie koniec pochwał. Rzadko zdarzają się w Polsce wystawy, których koncepcja nie sprowadza się jedynie do porozwieszania i porozstawiania eksponatów, najczęściej w czasowo-chronologicznym lub tematycznym porządku. Kuratorki wystawy (Nawojka Cieślińska i Anna Król) przyjęły system prosty i klarowny, a równocześnie niezwykle inspirujący i pozwalający zwiedzającym zrozumieć, jak rozwijała się sztuka XX wieku i co z czego wynikało. Salę symbolicznie podzielono na trzy części. W centralnej, nazwanej "Klasyczna nowoczesność", pomieszczono, powstałe przeważnie przed wojną, dzieła twórców uważanych za prekursorów współczesnej sztuki. Boczne skrzydła sali poświęcono zaś dwóm potężnym nurtom powojennej sztuki: twórczości abstrakcyjnej i figuratywnej. Dobór prac i ich rozmieszczenie pozwala więc prześledzić, jak klasycy awangardy inspirowali kolejne pokolenia, jak dwa - zdawałoby się wykluczające - obszary sztuki czerpią często z tych samych korzeni. Miłośnicy "wpływologii" mają tu doskonałą okazję pofolgowania swej namiętności.