Sędziowskie orzeczenie o remisie zdaje się potwierdzać, że boks epoki telewizyjnej przekształca się w skrupulatnie reżyserowany spektakl, w którym coraz mniej miejsca pozostawia się przypadkowi. Bilety do nowojorskiej Madison Square Garden, w cenie od 100 do 1500 dolarów, wyprzedano na wiele tygodni naprzód; najlepsze, wokół ringu, można było dostać u koników po 4500 dol. Mimo przewagi wzrostu, wagi ciała i zasięgu ramion,
33-letni Lewis nie był faworytem ekspertów i bukmacherów - stawiano na wygraną przez nokaut Holyfielda, opromienionego dwoma zwycięstwami nad największą gwiazdą ostatnich lat, Mike´iem Tysonem. A jednak Brytyjczyk zadał niemal trzykrotnie więcej celnych ciosów niż Holyfield (dokładnie 348 na 130), przegrał może jedną-dwie rundy i zdawało się, że mamy wreszcie bezdyskusyjnego mistrza świata wagi superciężkiej. Tymczasem ogłoszono remis, bo tylko jeden sędzia widział zwycięstwo Lewisa, drugi uznał walkę za nierozstrzygniętą, zaś pani Eugene Williams z USA przyznała wygraną Holyfieldowi.
"To parodia" - ocenił werdykt komentujący mecz dla telewizji były mistrz świata George Foreman. Z trybun rozległo się głośne buczenie angielskich kibiców. Zdziwiony był nawet Holyfield, a trener Lewisa, Emanuel Steward, oświadczył, że wynik wygląda na ukartowany i zasługuje na wszczęcie dochodzenia przez federalnych kontrolerów boksu. Sam Lewis powiedział, że obrabowano go ze zwycięstwa. Eksperci wyrażają zdumienie, że aż tak zakpiono sobie z kibiców.
W historii walk o mistrzostwo wagi ciężkiej nie przyłapano nikogo na przekupywaniu sędziów, ale nie ulega wątpliwości, że w świecie bokserskim wielu osobom mogło zależeć na tym, żeby Lennox Lewis nie zdobył tytułu - przynajmniej jeszcze nie teraz. Należy do nich przede wszystkim główny organizator meczu w Nowym Jorku, osławiony promotor Don King, mający za sobą m.