Archiwum Polityki

Absolwenci Siorbony

My jesteśmy narodem od święta. Flagi łopoczą, pan prezydent wyplątuje się z rękawów palta zdejmowanego przez żonę, bo zaraz ma przejść przed kompanią honorową, rozlegają się salwy armatnie i toczące się jak kule słowa okolicznościowych przemówień oklaskiwane przez tych, co przyszli, by uczestniczyć w wydarzeniu. Niewiele zmieniło się od czasów, gdy satyryk Światopełk Karpiński bezczelnie kalamburzył: „Narodowa restauracja napis ma: Dziś flagi!”. Nie całkiem to prawdziwa konstatacja. W II RP nie przykładano takiej wagi do inscenizacji, pokazywania widzom żywych obrazów z przeszłości.

Dzisiaj sierpniowe szarże na bolszewików trochę się już opatrzyły. Z ułanami organizatorzy nie mieli kłopotów, ale zgłaszało się coraz mniej chętnych do grania bolszewików, mimo zachęt pieniężnych. Nie były to jednak moskiewskie pieniądze, o których ciągle słyszymy. Być bolszewikiem za złotówki... A nuż ktoś ustali nazwisko ochotnika, pobiegnie do IPN po teczkę, dogrzebie się drzewa genealogicznego i powie, że powinna nim być sucha gałąź? Lepiej nie ryzykować. Inscenizację zamachu na Kutscherę też już obejrzeliśmy. W majową rocznicę przyszła kolej na szturm Berlina; czyjaś mądra głowa przypomniała sobie, że do Berlina dotarła polska armia. Nie ta co trzeba, ale jednak. W twierdzy Modlin, miejscu inscenizacji, walczyły więc trzy czołgi, kurz spod ich gąsienic był kurzem historii.

Wiem, rozumiem, pamiętam: w epoce kreskówek żywe obrazy bardziej przemawiają do wyobraźni niż opis. Łatwiej też nią się manipuluje. Sprowadzając to, co było dawno i nie tak dawno, do poziomu komiksu, beztroskiej zabawy. Nic już nie dziwi. Nawet zakładanie sześciolatkom powstańczych hełmów przez kochających rodziców. Jak to pisał nieczęsto dziś cytowany Ralph Waldo Emerson: „Czuję się zawstydzony widząc, że Historia zamienia się w płytką opowieść kumoszek”.

Polityka 20.2008 (2654) z dnia 17.05.2008; Groński; s. 111
Reklama